Koncern Porsche, zwyczajowo zarabiał na samochodach, wciskając nadzianym ważniakom przysadziste ścigacze. W tym roku na sprzedaży aut firma wychodzi na zero, a jednak zdołała zarobić wielkie pieniądze: kilka miliardów euro. Jak to możliwe?

Doborowe towarzystwo najlepszych młodych mózgów świata siedzi w Londynie, Nowym Jorku i na Bahamach. Dłubią w nosach, przeglądają oferty luksusowych towarów, gawędzą przez internet i śledzą globalną rynkową dżunglę. Z nudów czasem któryś pożyczy miliard jenów, ulokuje w kraju o wyższych niż japońskie stopach procentowych (czyli dowolnym), żeby potem się wycofać, jeny oddać, a różnicę zachować dla pracodawcy oraz sobie, na premię. Prawdziwe emocje rodzą się, kiedy ci myśliwi namierzą słabszą zwierzynę: koncern, bank, czy inną złotówkę. Wtedy urządzają prawdziwą nagonkę i wysysają soki z ofiary.

Niedawno namierzyli Volkswagena. Samochody źle się sprzedają, więc założyli, że ceny akcji pójdą w dół. Przy spadku cen, wystarczy pożyczyć kupę akcji, sprzedać je naraz na giełdzie, przez to jeszcze badziej obniżyć ceny, a może nawet wzbudzić panikę, odkupić taniej, akcje zwrócić właścicielowi, a różnicę zachować dla siebie.

Tyle, że wyjątkowo się nie udało, bo kiedy myśliwi rzucili się na zwierzynę, Porsche ogłosiło, że kontroluje trzy czwarte akcji Volkswagena. Cena poszła w górę, plan nagonki się załamał, więc tym razem to doborowe mózgi spanikowały i jęły odkupywać pożyczone akcje po dowolnych, w tym wypadku niebotycznych, cenach. Papiery VW zdrożały tak mocno, że przez chwilę firma z Wolfsburga stała się największym pod względem wartości koncernem świata. Ponieważ to właśnie Porsche sprzedawało im te akcje, a potem i tak odebrało je od frajerskich myśliwych, zarobiło w ten sposób na spekulantach, tfu, na funduszach hedgingowych, setki milionów euro.

Cała operacja, to przełom w finansowej historii świata. Jeden z największych tak błyskawicznych transferów bogactwa w dziejach! Dotąd w ten sposób potrafiły zarabiać tylko... fundusze hedgingowe. Role się odwróciły, zwierzyna zjadła myśliwego.

Tak zwane rynki finansowe są oburzone. Pisma ekonomiczne donoszą o podważeniu zaufania do niemieckiego rynku. Nadzór wszczął śledztwo, w którym podejrzanym jest Porsche. Ale jestem pewien, że sprawcom nic nie grozi, bo mają prawników równie dobrych, co konstruktorów silników i zawieszeń.

Mogą mieć natomiast inny problem. Jeśli obrażą się na nich wiadomi klienci z Londynu, Nowego Jorku i Wysp Bahama, to w czasach, kiedy ruscy milionerzy tną wydatki, ich Carrery i Cayenny kupować będą już tylko szejkowie naftowi oraz pan Wojewódzki.

Ale właściwie, po co mają produkować te samochody?