Dlaczego nasi politycy są tak zdziwieni ofertą budowy drugiej nitki Gazociągu Jamalskiego? Po pierwsze prezes Gazpromu chyba nie zmyślał, kiedy mówił, że rozmowy już trwają. Po drugie już pod koniec zeszłego roku jeden z szefów naszej, państwowej przecież firmy gazowej sugerował, że można wrócić do koncepcji drugiej nitki. Po trzecie wreszcie, przebieg budowy Jamału II, łatwo znaleźć na planach rozwoju sieci przesyłowej rosyjskiego gazu w dawnym bloku wschodnim.

Prezydent Rosji złożył ofertę w charakterystyczny sposób. Nie zwrócił się do władz Polski, Słowacji czy Węgier, ale nagrał przed kamerami inscenizację pt. "Prezydent zleca szefowi państwowej firmy powrót do koncepcji budowy drugiej nitki Gazociągu Jamalskiego".

Nasz rząd, gdyby miał więcej poczucia humoru, powinien odpowiedzieć podobną inscenizacją, np. pod hasłem "Polscy ministrowie zebrali się, by podyskutować, o co może chodzić". Ministrowie wolą jednak się zastanawiać w mediach indywidualnie.

Wicepremier rządu Rzeczypospolitej obiecuje, że dziś spróbuje dowiedzieć się w Rosji o co chodzi. Nie od rosyjskiego wicepremiera, czy chociaż wiceministra, ale od szefa Gazpromu. Wydaje się jednak, że prezydent Putin dość jasno określił o co chodzi.

Połączenia grubymi nićmi szyte

Chodzi o "zwiększenie bezpieczeństwa dostaw dla Polski, na Słowację i Węgry". Skoro tak, to druga nitka miałaby prowadzić z Białorusi nie do Niemiec, lecz raczej na południe.

Takie przypuszczenie potwierdzają zresztą ogólnie dostępne dane. Powielane w wielu publikacjach mapki Energy Information Agency czy Central Intelligence Agency pokazują przerywaną linią 'Yamal II', prowadzący z Białorusi, przez Polskę, na Słowację. 

Nasi ministrowie powinni może zatem zacząć od wyjaśnienia, co miał na myśli szef Gazpromu, kiedy podczas inscenizacji meldował prezydentowi Putinowi, że rozmowy o budowie drugiej nitki trwają już "na poziomie firm" i że "jest zainteresowanie". Firma gazowa PGNiG, która wraz z Gazpromem (i Bartimpexem) odpowiada za rury Jamału w Polsce, jest kontrolowana przez polski rząd. Firma przesyłowa GazSystem w całości należy do polskiego państwa. Czy możliwe, by o rozmowach nie wiedział minister skarbu?

W tym kontekście warto przypomnieć niedawną wypowiedź jednego z szefów PGNiG. Po ogłoszeniu w listopadzie zaskakująco korzystnego dla nas porozumienia z Rosją, która zgodziła się obniżyć drakońską cenę za gaz, wiceprezes firmy stwierdził, że oto pojawia się pole do rozmów o wspólnych z Rosjanami projektach infrastrukturalnych. "Stale niezrealizowana jest druga nitka gazociągu jamalskiego" - zauważył wtedy, chociaż potem wyjaśniał, że jego wypowiedź została wyrwana z kontekstu. 

Suche nitki?

Można przypuszczać jednak, że to Kijów, a nie Warszawa, miał być głównym widzem inscenizacji. To na Ukraińcach perspektywa rozbudowy Jamału, czyli stworzenia kolejnego połączenia omijającego Ukrainę, powinna zrobić największe wrażenie. Od przejęcia władzy w Kijowie przez ekipę Janukowycza, zaostrza się bowiem kolejny spór Moskwy z Kijowem o gaz. Stawką są nie tylko miliardy dolarów, ale też wpływy w naszej części Europy i przyszłość Ukrainy.

Kijów uparcie żąda obniżki wysokich cen gazu z Rosji. Rosja równie uparcie stawia swoje warunki: przejęcie ukraińskich gazociągów i przystąpienie Ukrainy do unii celnej z Rosją i Białorusią. Kijów odmawia i próbuje ograniczyć import rosyjskiego gazu. Moskwa żąda w odpowiedzi siedmiu miliardów dolarów, powołując się na klauzule nakazującą płacenie nawet za nieodebrany surowiec.

Pomocną dłoń wyciąga do Kijowa niemiecka firma, która zgadza się sprzedawać Ukrainie swój gaz zamawiany z Rosji, a ponieważ rosyjskie ceny dla Niemców są niższe niż dla Ukrainy, Kijów może na tym oszczędzić miliardy dolarów.

Rząd w Kijowie zapowiada też zwiększanie własnego wydobycia, udziela koncesji na poszukiwania gazu w łupkach, stara się wykorzystywać gazyfikację węgla. Ale zanim to się uda, przyjdą kolejne ostre zimy i groźba zakręcenia kurków. 

Zobacz również: Błękitna Rewolucja

Rosja wydaje dziesiątki miliardów dolarów, by móc uniezależnić się od tranzytu przez Ukrainę. Po rozbudowaniu gazociągu Nord Stream przez Bałtyk, rosyjski gaz może płynąć już na Zachód z ominięciem Ukrainy (no i Polski). Teraz rusza budowa gazociągu South Stream przez Morze Czarne, którym z pominięciem Ukrainy Rosjanie dostarczą gaz na Południowy Zachód kontynentu.

Dzięki tym inwestycjom w podmorskie rury, Moskwa może teoretycznie zakręcić kurki i nie narazić się innym odbiorcom. Dzięki Jamałowi II, Rosjanie mogliby , w razie zamknięcia dopływu gazu na Ukrainę, nadal tłoczyć go przez Polskę na Słowację i Węgry.

Wbrew deklaracjom naszego rządu, że nie chce się opowiadać po żadnej ze stron, nie stoimy całkiem z boku tego sporu. Od kilku dni Ukraina wirtualnie importuje z Niemiec przez Polskę 5 mln metrów sześciennych gazu dziennie. Przez taki wirtualny rewers Kijów sprowadza też już gaz z Węgier. Podobne umowy Kijów zamierza zawrzeć z Rumunią i Słowacją. Rosjanie twierdzą, że ten "wirtualny rewers" przepływu gazu jest nielegalny i oskarżają Kijów o łamanie prawa międzynarodowego.

Czy Rosja tylko pokazuje kartę "Jamał II", czy chce wyłożyć ją na stół w rozgrywce o Ukrainę?

W każdym przypadku reakcja polskiego rządu pokaże, czy bliżej mu do Moskwy, czy do Kijowa.