Pobudka była wcześnie rano. Za wcześnie, by mówić o dobrze przespanej nocy. Śniadanie, kawa, szybkie pakowanie rzeczy i droga na lotnisko przez zakorkowaną o poranku Warszawę (kilka godzin później, stwierdzę, że takie korki to nie korki). Jedna kawa to za mało, by się obudzić i poczuć pełną ekscytację podróżą. Na drugą nie było jednak czasu. Taśtam więc klunkry - ujmując rzecz po poznańsku - przez halę odlotów na Okęciu. Zaczynam się lekko stresować, bo pierwszy raz wiozę ze sobą urządzenie do nawiązywania łączności radiowej na żywo. Jest zamknięte w skrzynkę, wyposażone w metry kabli i dodatkowych baterii. W takich okolicznościach, widok tego sprzętu na ekranie podczas prześwietlenia może budzić jednoznaczne skojarzenia. "Pan się cofnie" - słyszę od strażniczki obsługującej stanowisko. Tłumaczę, że nie bomba, że radio, że łączność na żywo, że do tego podłącza się mikrofon, który mam w plecaku i w końcu przechodzę kontrolę bezpieczeństwa. Kilka chwil później czekam już na otwarcie bramy do samolotu. Zanim wejdę na pokład SMS od brata: Twój lot jest odwołany. Robi się gorąco, sprawdzam. Na szczęście chodzi o inny. Za chwilę polecę do Moskwy.

Lecę tam, by spotkać się z kibicami. Głównie "naszymi", ale też z dziećmi, które  wyprowadzą polskich piłkarzy na murawę. Wokół mnie coraz bardziej biało-czerwono. Kibice cieszą się na wyjazd - robią zdjęcia, filmiki i transmisje na żywo na Facebooka.

Moskwa - Szeremietiewo

Lot trwał niewiele ponad 2,5 godziny. Czekamy na bagaż, nagrywam maluchy, które wyprowadzą biało-czerwonych na boisko. Pytam - kogo będziecie prowadzić? Lewego! Nie, ja chcę Lewego! A właśnie, że nie, bo ja!!" - przekomarzają się mali kibice, dla których kapitan polskiej drużyny Robert Lewandowski to największy idol. Znają go też kibice z Portugalii, Japonii i Brazylii, których na lotnisku pytam o nastroje i polską drużynę. Kolejnym samolotem z Polski przylatują kibice z Warszawy, Krakowa i Torunia. Jesteśmy gotowi, jutro ruszamy na stadion. Mamy szaliki, koszulki, kapelusze. Widzimy naszych w finale!(...) A finał Polska - Rosja to by było coś!" - mówią mi w krótkiej rozmowie w hali przylotów.

Ponagrywane rozmowy trzeba zmontować i wysłać do Polski. Zabieram się za pracę. Bus, którym miałem pojechać do centrum - musi odjechać. Raz kozie śmierć, myślę i zostaję na lotnisku. Do Moskwy docieram z grupą Portugalczyków, którzy na mundial przylecieli ze swoimi dziećmi. Jedziemy 5- pasmową autostradą. Na horyzoncie widać już wielkomiejską zabudowę stolicy Rosji. Kiedy przejeżdżamy przez rzekę i mijamy dworzec Białoruski, wiem już, że na pewno jestem w mieście, o którym pisał m.in. Bułhakow. Ulice w centrum mają po kilka pasów, przypominają takie wewnątrz-miejskie autostrady. W godzinach szczytu ilość pasów nie ma jednak znaczenia. Stoją wszystkie. Nie da się jednak ukryć, że mimo ogromnego tłoku na ulicach, kierowcy radzą sobie z nim doskonale. Trąbią na siebie, ale raczej bez nerwów. To rodzaj klaksonu informacyjnego, który ma dać znak "Uwaga! Tu jestem! Nadjeżdżam". Kiedy zapala się zielone - odnajdują w chaotycznie zatłoczonych skrzyżowaniach porządek i pokonują je sprawnie. W efekcie do hotelu docieram w niewiele ponad godzinę.

Arbat

Robi się późno i nawet przez chwilę mam wątpliwości czy ruszyć na pobliski Arbat, by trochę popracować. Myślę sobie - przecież ludzie jutro idą do pracy, nikogo już nie będzie. Błąd. Wyruszam chwilę po 22:00 moskiewskiego czasu. Na ulicy tłok jak na Półwiejskiej w Poznaniu, Nowym Świecie w Warszawie albo Floriańskiej w Krakowie. Trwa mecz Anglii z Tunezją. Kanjpki są pełne kibiców z obydwu krajów. Na ulicach słychać języki z całego świata. Najpierw spotykam Brazylijczyków. "Dla nas to była poważna decyzja, żeby ruszyć w taką daleką podróż. Pierwszy raz jesteśmy w tych stronach świata. Mieliśmy nawet małe obawy, bo to przecież zupełnie inna kultura, klimat i zwyczaje, ale teraz nie żałujemy ani trochę! To dla nas przygoda życia. Miasto jest piękne, a poza tym goszczą nas jak swoich" - mówi mi kibic z ojczyny Neymara da Silvy. Kawałek dalej na Arbacie - ulicy przy której mieszkali m.in. Puszkin czy Okudżawa (dziś pełnej knajpek i sklepów z pamiątkami) spotykam Polaków. To pierwszy dzień, gdzie spotykamy innych kibiców, jest tu ich pełno dziś. Przyszliśmy się z nimi spotkać. Na razie jesteśmy najgłośniejsi i szykujemy się na jutrzejszy mecz. Bardzo pozytywnie tu jest. Trochę się to porozkładało na 12 miast, ale i tak jest świetnie. - mówią mi kibice z Białegostoku.

Wszystkiemu z ulicznej ławki przyglądają się trzej ochroniarze z okolicznych knajpek. Są już po pracy. Taka różnorodność! Naród się bawi, tańczy i spaceruje. Wszystko super i oby było więcej takich wydarzeń u nas w Rosji. Jak się będziemy cieszyć - będzie lepiej w życiu. Mówią mi zgodnie Alieksjiej, Siergiej i Wołodia.

(j.)