Rocznica rządów Prawa i Sprawiedliwości to nie tylko okazja do spojrzenia wstecz. To także moment, w którym politycy myślą o tym, co dalej. Platforma Obywatelska prezentuje swój gabinet cieni. Czy jego głos pozwoli politykom PO skutecznie zawalczyć o głosy w kolejnych wyborach? Jakie pułapki czyhają na zespół, który ma recenzować pracę ekipy Beaty Szydło? Co musiałyby zrobić "cienie" ministrów, żeby wyjść z cienia i zająć ich miejsce?

Rocznica rządów Prawa i Sprawiedliwości to nie tylko okazja do spojrzenia wstecz. To także moment, w którym politycy myślą o tym, co dalej. Platforma Obywatelska prezentuje swój gabinet cieni. Czy jego głos pozwoli politykom PO skutecznie zawalczyć o głosy w kolejnych wyborach? Jakie pułapki czyhają na zespół, który ma recenzować pracę ekipy Beaty Szydło? Co musiałyby zrobić "cienie" ministrów, żeby wyjść z cienia i zająć ich miejsce?
Sławomir Neumann, Tomasz Siemoniak i Grzegorz Schetyna /Bartłomiej Zborowski /PAP

Najbardziej znany polski gabinet cieni powstał dziesięć lat temu. Tworzyła go wtedy także Platforma Obywatelska. Pewnie niektórzy pamiętają, że ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz nazywał członków tego zespołu - mało życzliwie - "cieniasami". Przy okazji krytykował efekty ich pracy. Prezentują codziennie dwie, trzy konferencje prasowe i zalewają przymiotnikami prace rządu, a materii tam nie ma - komentował Marcinkiewicz.

Na czele Zespołu Rzeczników Platformy Obywatelskiej (taka była oficjalna nazwa) stał wówczas Jan Rokita, który zyskał miano "premiera z Krakowa". Ale premierem ostatecznie nie został. Zresztą rząd, który PO stworzyła po wyborach, miał niewiele wspólnego z gabinetem cieni. I nie tylko dlatego, że był gabinetem tworzonym przez koalicję - Platforma musiała podzielić się resortami z PSL. Nic więc dziwnego, że teraz słyszymy głośne zastrzeżenia polityków Platformy podkreślających, że członkowie nowego gabinetu cieni to wcale nie przyszli ministrowie, ale jedynie recenzenci działań obecnego rządu. W podobny sposób do przejęcia steru władzy przygotowywało się kiedyś Prawo i Sprawiedliwość. W 2009 roku powołało Zespół Pracy Państwowej, w którym znaleźli się politycy mający pokazać, że PiS ma "szuflady pełne ustaw" i jest gotowe do sprawnego stworzenia rządu. Jarosław Kaczyński podkreślał wtedy jednak, że nie jest to gabinet cieni, bo - jak mówił - nigdzie na kontynencie europejskim ‘gabinety cieni’ nie wyszły, więc nie ma sensu próbować tego, co już się wielokrotnie nie udawało.

Pytanie - gdzie należy szukać źródła tych niepowodzeń? Doktor Łukasz Młyńczyk z Uniwersytetu Zielonogórskiego widzi je w tym, że w polskiej tradycji nie utrwaliły się jak dotąd założenia kultury recenzowania. Efekt jest taki, że oceny czyichś działań są najczęściej traktowane jako osobisty atak. Dominuje ujęcie zero-jedynkowe, w ramach którego racja oceniającego wyklucza automatycznie analogiczną po stronie ocenianego - mówi politolog.

Politycy tworzący gabinety cieni odwołują się zwykle do doświadczeń brytyjskich. To dlatego, że jest to praktyka związana z tak zwanym "westminsterskim" modelem demokracji, czyli takim, w którym rywalizują ze sobą dwie duże partie i co jakiś czas zamieniają się miejscami w parlamencie - raz są po stronie władzy, raz po stronie opozycji. Doktor Agnieszka Łada z Instytutu Spraw Publicznych zauważa, że warty uwagi jest też model niemiecki. Nie funkcjonuje tu klasyczny gabinet cieni znany z praktyki brytyjskiej, ale istnieją rzecznicy (tzw. Sprecher) - przedstawiciele partii zajmujący się konkretną polityką: obronną, gospodarczą, wewnętrzną czy ochrony środowiska. Są to posłowie do Bundestagu, którzy są prawdziwymi specjalistami w danej kwestii i kompetentnie mogą się wypowiadać, oceniać rząd i są proszeni przez media o komentarze. Ekspertka ISP ocenia, że gdyby u nas pojawiły się podobne funkcje, mogłoby to przynieść sporo pożytku. Politycy ci są bowiem nie tylko kompetentni, ale także świetnie zsieciowani w swoich dziedzinach. Warto więc prosić ich o opinię, a ich zdanie może być traktowane jako stanowisko partii, gdyż zwykle nadają oni w swoim ugrupowaniu ton w poszczególnych dziedzinach.

Czy Platforma Obywatelska może osiągnąć sukces dzięki swojemu najnowszemu ruchowi? Specjaliści od polityki są podzieleni. Łukasz Młyńczyk mówi, że PO znalazła się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Co prawda partia Grzegorza Schetyny podejmuje próbę drugiego wyjścia z cienia, ale tym razem ma za sobą osiem lat rządów i ciążą na niej grzechy polityczne z tego okresu, które według polityków PiS są "grzechami ciężkimi". I choć porażki i potknięcia rządu zwykło się zapisywać na konto politycznych adwersarzy, prawdopodobnie niewielu chce ten depozyt złożyć w PO - zauważa doktor Młyńczyk. Właśnie w tym widzi dużą pułapkę. Po pierwsze, PO nie może krytykować, ponieważ wzbudza dość powszechnie negatywne emocje. Po drugie, jeśli nawet skupiłaby się na konstruktywnym recenzowaniu, to nie zbuduje tym dobrych sondaży. Nikt w Polsce na poziomie potocznego odbioru treści politycznych nie kupi technokratycznej narracji, szczególnie kiedy dość powszechnie myślenie polityczne polega dziś na zarządzaniu emocjami - komentuje Łukasz Młyńczyk. Jego zdaniem zinstytucjonalizowana krytyka, za jaką należałoby uznać ‘gabinet cieni’, staje się podwójnie nieskuteczna.

Więcej wiary w sensowność projektu Platformy Obywatelskiej ma doktor habilitowany Sławomir Sowiński z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Przyznaje, że gabinety cieni sprawdzają się w systemach dwupartyjnych i mają teoretycznie mniejszy sens w systemie wielopartyjnym, w którym na ogół rządzą koalicje i trudno z góry przewidzieć, która partia będzie odpowiadać za dany resort. Politolog UKSW zastrzega jednak, że pomysł PO by - nie pierwszy zresztą raz - odwołać się do tej właśnie instytucji w realiach opozycji wielopartyjnej, z punktu widzenia tej partii, ma sens i to z kilku co najmniej powodów. Ekspert wskazuje, że Grzegorz Schetyna wykorzystuje szansę na potwierdzenie i umocnienie swojej pozycji w Platformie Obywatelskiej, a jednocześnie ma możliwość zaangażowania po swojej stronie potencjalnych konkurentów wewnątrz partii. Poza tym dzięki gabinetowi cieni - PO może pokazywać swoje doświadczenie zdobyte w czasie ośmioletnich rządów - wiedzę, międzynarodowe kontakty i zaplecze personalne, co może być przeciwwagą dla błędów popełnionych w czasie rządzenia, wytykanych Platformie przez obecną władzę. I wreszcie - jak zauważa Sławomir Sowiński - jeśli partia Schetyny sprawnie zrealizuje swój pomysł, może zyskać pewną rentę wiarygodności i profesjonalności w rywalizacji o przywództwo w opozycji z Nowoczesną i innymi partiami.

W skuteczność gabinetu cieni Platformy Obywatelskiej nie wierzy z kolei medioznawca z Uniwersytetu SWPS doktor Marek Palczewski. Bo - jak mówi - taki gabinet nie jest wcale potrzebny, żeby patrzeć na ręce poszczególnym ministrom... Zastrzega jednocześnie, że gabinet cieni musi nie tylko krytykować działania rządu, ale też prezentować alternatywę, czyli konkretny program polityczny, który chce realizować po przejęciu władzy. Najpierw powinien być od podstaw stworzony program, a dopiero potem do tego programu powinni być dopasowani ludzie. W innym przypadku pokazuje się politykę jako grę między ludźmi, a nie grę programów i ważnych spraw w polityce - podkreśla Palczewski. I dodaje, że jeśli gabinet cieni PO ma być nie tylko tworem medialnym, ale ciałem realnie działającym, powinny go wspierać tworzone wokół niego dodatkowe zespoły doradcze.

Także doktor Agnieszka Zaremba - politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach podkreśla, że "cienie" recenzujące prace rządu muszą mieć doskonałe sztaby doradców i fachowców. Nie mogą żałować środków na sensowne analizy i opracowania, a poza tym partia musi mieć konkretny program, sformułowany w jasnych, krótkich komunikatach. A to niestety jest często pobożnym życzeniem politologów i wyborców. Doktor Zaremba przyznaje, że gabinet cieni to atrakcyjne rozwiązanie dla partii opozycyjnych, ale pod pewnymi warunkami. Jej zdaniem odpowiednicy ministrów i premiera muszą mieć duże polityczne i merytoryczne doświadczenie (najlepiej ci, którzy byli już ministrami i mogą pochwalić się wyraźnymi sukcesami w swoich dziedzinach). Poza tym członkowie zespołu recenzującego rząd muszą włożyć bardzo dużo pracy w kontakty z mediami - to znaczy, że muszą być zawsze dostępni dla dziennikarzy, którzy szukają komentarzy - podsumowuje politolog z UJK. A to oczywiście duże wyzwanie.

A Sławomir Sowiński dodaje jeszcze, że gabinet cieni - niezależnie od politycznych intencji jego twórców - może pomóc nie tylko opozycji. Daje pewną szansę na uporządkowanie, usystematyzowanie, a także merytoryczne pogłębienie debaty politycznej, co z punktu widzenia całego naszego systemu politycznego wydaje się szansą i zaletą najważniejszą - ocenia politolog z UKSW. 

Na razie pewne jest tylko to, że Platforma Obywatelska zaczyna pisać nowy rozdział w historii polskich gabinetów cieni. Otwarte pozostaje pytanie o to, czy stworzy scenariusz, w którym przeważą ich blaski czy jednak cienie...