„Połączeni w bólu. Solidarni w cierpieniu. Zobowiązani wobec Polski. W pełni razem”. Jak dziesięć lat później brzmią słowa, które w kwietniu 2010 roku słyszeliśmy, żegnając ofiary katastrofy smoleńskiej? O jakich nadziejach mówili wtedy przedstawiciele Kościoła i świata polityki – w Warszawie i Krakowie, gdzie gromadziliśmy się na żałobnych uroczystościach?

Niewiele jest takich chwil w dziejach narodu, kiedy wiemy i czujemy, że jesteśmy w pełni razem. Że łączą nas i myśli, i uczucia - mówił 17 kwietnia 2010 roku na Placu Piłsudskiego marszałek Sejmu. Bronisław Komorowski wyliczał, że pojawiło się w nas niedowierzanie i poczucie pustki, był ból i była rozpacz. Przez kilka poprzednich dni wszyscy czuliśmy to samo i tak samo - mówił. Późniejszy prezydent namawiał do tego, żeby nastrój wyciszonej i skupionej Polski został z nami na dłużej niż tylko na czas żałoby. Pewnie będziemy się w przyszłości spierać nie raz. Taka jest ludzka natura i taki jest sens demokratycznego kanonu. Ci, którzy oddali swoje życie, też mieli różne poglądy polityczne, odmienne polityczne rodowody. Śmierć ich połączyła. Oddamy im prawdziwy hołd, jeżeli nasze spory będą sporami o Polskę, o jej kształt, o jej przyszłość. Jeżeli w osobie o innych poglądach politycznych zdołamy dostrzec i docenić drugiego człowieka - przekonywał Bronisław Komorowski.

Gdy chwilę później - także na Placu Piłsudskiego - biskupi odprawiali uroczystą mszę żałobną, abp Józef Michalik także podkreślał niezwykłą reakcję Polaków na tragiczne wydarzenia ze Smoleńska. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski mówił o okazanej przez nas szczerości ujawnionego człowieczeństwa. Były też słowa o nowym obliczu narodu. Jest wrażliwość i poczucie godności i jakaś mądrość w jego nauczycielach, którą dziś ujawniają ludzie szlachetni i dobrzy, prości i uczeni - mówił. Arcybiskup Michalik opowiadał też o niezwykłym wzruszeniu i łzach płynących z wielu oczu, a jednocześnie o sile tkwiącej w polskim narodzie, który "może ma i wady, ale zobaczyliśmy i dotknęliśmy po prostu, jak wielkie ma serce".

Metropolita warszawski - arcybiskup Kazimierz Nycz oceniał, że "polska tragedia zjednoczyła nas, Polaków i ludzi na całym świecie". Później - w Archikatedrze Warszawskiej świętego Jana - mówił, że "Polska i Warszawa zdały egzamin z patriotyzmu i z wrażliwości na ból wszystkich rodzin ofiar katastrofy". Jednocześnie apelował, by nie był to stan jedynie chwilowy. Trzeba tu, przy trumnie prezydenta, obiecać Polsce, że nie był to egzamin cząstkowy przynoszący krótkotrwałe efekty, ale prawdziwy egzamin dojrzałości. Podobne nadzieje wybrzmiały też w homilii prymasa Polski, arcybiskupa Henryka Muszyńskiego. Modląc się za ofiary tragicznej katastrofy prosimy, aby ta przedziwna solidarność w cierpieniu i narodowej żałobie, której jesteśmy świadkami, a która jest widoczna na każdym kroku, zamieniła się w solidarny wysiłek wszystkich, niezależnie od różnic, jakie nas dzielą - mówił abp Muszyński.

W Krakowie - dzień później - kolejne apele o jedność i podtrzymywanie wspólnoty, także po żałobie. Kardynał Stanisław Dziwisz przekonywał, że śmierć prezydenta i wielu przedstawicieli życia publicznego powinna być "zaczynem procesu umacniania wzajemnych więzi w naszej ojczyźnie, niezależnie od jakichkolwiek różnic". Do wszystkich wstrząśniętych tragedią, która rozegrała się pod niebem Smoleńska, mówił w Bazylice Mariackiej o łączeniu, doświadczeniu narodu, solidarności: Gdziekolwiek jesteśmy, dziś w sposób szczególny czujemy się związani wspólnotą losu. Niech świadomość tej wspólnoty pozwoli nam zespolić serca, ideały i czyny, by nasz świat stawał się coraz bardziej ludzki.

W czasie krakowskiego pożegnania Pary Prezydenckiej głos zabierał również marszałek Sejmu. I tym razem odwoływał się do wspólnoty. Bronisław Komorowski mówił o polsko-polskim pojednaniu i podkreślał, że w katastrofie smoleńskiej zginęli ludzie różnych wyznań i profesji, przedstawiciele różnych środowisk politycznych. Przekonywał, że wcześniejsze różnice oczywiście nie znikają, ale śmierć przywraca właściwe proporcje podziałów i konfliktów, wydobywa coś zdecydowanie ważniejszego - dobre słowa, myśli i czyny.  Dzisiaj głos dzwonu Zygmunta wzywa nas wszystkich, aby śmierć 96 Polek i Polaków, śmierć polskiego prezydenta i jego małżonki nie była ofiarą daremną. Aby poczucie wspólnoty opłakującej tragicznie zmarłych pielgrzymów polskiej sprawy przyniosło dobre owoce. Abyśmy pogrążeni w żałobie potrafili wspólnie stanąć po stronie wolności, solidarności i prawdy. Wzywa nas do dobrej woli i życzliwości trwalszej niż czas żałoby. Wzywa do pojednania polsko-polskiego - stwierdził marszałek Sejmu.

A przewodniczący NSZZ "Solidarność" Janusz Śniadek mówił o "wieńcu pamięci polskich serc". Tak opisywał solidarność Polaków w dniach narodowej żałoby. Ta tragedia powinna nas zbliżyć - przekonywał i wspominał Lecha Kaczyńskiego. Nie ma dzisiaj Warszawy, ani Krakowa, ani Gdańska. Jest jedna Polska - zadumana w żałobie. Przykład Twojego życia i dramatyczna śmierć na nowo rozpaliły w sercach Polaków ducha Solidarności. W czasie tych swoistych rekolekcji uświadamiamy sobie: że rezygnując z wartości, tracimy poczucie wspólnoty, tracimy Polskę! Nie ma wolności bez wartości. Wyśmiewani za niemodny patriotyzm, wierni Bogu i Ojczyźnie podnieśliśmy głowy. Zróbmy wszystko, aby rozpalony w sercach i umysłach płomień nie wygasł - apelował w Bazylice Mariackiej lider "Solidarności". Wspólnie przeżyta żałoba, to solidarne wzruszenie zmieni Polskę na lepszą. O to prosimy Boga! - mówił Janusz Śniadek.

********

Wyjątkowe chwile wymagają wyjątkowych słów. Takich, które wspierają, budują, dają nadzieję w trudnych doświadczeniach. Czy byliśmy naiwni, jeśli w te słowa wierzyliśmy albo mieliśmy nadzieję, że nie pozostaną tylko słowami, ceremonialnymi odezwami czy rytualnymi zaklęciami? Warto czasem do nich po latach wracać, choćby po to, żeby uporczywie szukać odpowiedzi na wciąż aktualne pytania... W jaki sposób spieramy się dzisiaj o Polskę - jej kształt i przyszłość? Czy tamto solidarne wzruszenie odmieniło naszą debatę publiczną? Czy w osobie o innych poglądach widzimy i doceniamy drugiego człowieka? Czy zdajemy egzamin z wrażliwości na ból? Czy nasz świat staje się dzięki temu coraz bardziej ludzki? I czy patrzymy na siebie - na Polskę - jak na rodzinę, która - owszem - czasem się spiera, a nawet niekiedy pokłóci, ale zawsze szanuje i zawsze pomoże?

Znów kwiecień. I znów przeżywamy w domach swoiste rekolekcje - choć z zupełnie innego niż wtedy powodu. Skoro dostaliśmy więcej czasu na myślenie, mamy doskonałą okazję, żeby próbować zmierzyć się z pytaniami, na które na co dzień nie mamy czasu. Albo z tymi, które tak bardzo nas uwierają i tak bardzo stają się niewygodne, że odsuwamy je od siebie i chowamy głęboko w aktach spraw do załatwienia kiedy indziej, później, może nigdy. Ale one wracają. Szczególnie wtedy, kiedy mamy do zdania jeszcze jeden egzamin z solidarności, odpowiedzialności i dojrzałości. I znów nadzieja? Mawiamy, że umiera ostatnia. Ale jednak - i ona kiedyś umiera...