Stenogramy bez nałożonych danych o parametrach lotu niewiele wyjaśniają - twierdzi dziennikarz RMF FM i specjalista ds. lotnictwa Marcin Friedrich. Jak zaznacza, wciąż nie wiemy nic o technicznym przebiegu ostatnich minut przed katastrofą.

Nie we wszystkich momentach wiemy bowiem na jakiej wysokości był samolot. Nie wiemy też z jaką prędkością schodził, chociaż to akurat można wydedukować po czasie, w którym rejestrowane są komunikaty z odczytu radiowysokościomierza.

Wydaje się, że Tu-154 M momentami schodził o wiele za szybko - nawet 15 metrów na sekundę, normalnie byłoby to około 5 metrów na sekundę. Oczywiście mogło to być spowodowane opadającą ziemią pod samolotem, czyli słynnym jarem.

Z drugiej jednak strony kontroler ze smoleńskiego lotniska podawał odległość samolotu od pasa i dodawał uspokajające słowa "na kursie i ścieżce", czyli, że samolot jest w osi pasa i na odpowiedniej do tej odległości wysokości. Nie wiadomo jednak skąd miał odczyt wysokości, by móc stwierdzić, że maszyna była na prawidłowej ścieżce.

Warto zwrócić też uwagę na moment, w którym odezwał się system TAWS, tj. około 300 metrów nad ziemią. Kilka sekund później kontroler mówił: "4 - na kursie i ścieżce", czyli, że odległość do pasa wynosi 4 kilometry, a samolot jest na kursie i ścieżce.

Czy załoga zareagowała na sygnały systemu TAWS i komendę "Odchodzimy"? Tego nie wiemy. Z zapisu to nie wynika. Może wyniknąć z danych o parametrach lotów, a tych jeszcze po prostu nie mamy.

Czy załoga próbowała przerwać manewr lądowania?

Przy wysokości 80 metrów drugi pilot powiedział "Odchodzimy". Z samego zapisu głosowego można by wywnioskować, że rzeczywiście załoga nie przerywała manewr lądowania. Wówczas w kabinie oprócz nawigatora nie odzywał się nikt. Nawigator podawał tylko kolejne odczyty radiowysokościomierza 60, 50, 40, 30, 20. Jednak - jak mi się wydaje - już w tym czasie załoga zdaje się przerywała podejście. Trzeba zwrócić uwagę na czas, w jakim nawigator odliczał kolejne dziesiątki metrów. Wydaje się, że samolot nieco wolniej w tym czasie tracił wysokość. Oczywiście są to dziesiąte części sekundy, trzeba też wziąć pod uwagę, że opieramy się tylko na wypowiadanych słowach. Ale też teren w tym czasie również zaczynał sie wznosić, co może więc oznaczać, że rzeczywiście załoga próbowałą w tym czasie przejść na drugi krąg.

Niestety charakterystyka aerodynamiczna samolotu wskazuje, że przy prędkości opadania około 10 metrów na sekundę od momentu przerwania podejścia maszyna opadnie jeszcze około 50 metrów zanim zareaguje na zwiększony ciąg silników. Gdyby rzeczywiście załoga schodziła świadomie do 20 metrów nad ziemią i nie robiła wcześniej nic, samolot - moim zdaniem - rozbiłby się już na wysokości bliższej radiolatarni, czyli kilometr przed lotniskiem. Tak bowiem wynika również z opublikowanego przez rosyjską komisję profilu terenu. Jeszcze przed radiolatarnią bliższą cały czas teren ten wznosi się.