"Dziś wmawia się nam, że dbanie o siebie to próżność. Bywa, że drwi się z wizyt u stylisty czy fryzjera, bo to taka fanaberia. To nie jest próżność, tylko dbałość o siebie i o jakość sygnału wysyłanego w świat. Styl jest bardzo ważny, bo to komunikat. Nie można tego lekceważyć" - mówi Tamara Gonzalez Perea, autorka bloga "Macademian Girl" w rozmowie z dziennikarką RMF FM Magdaleną Jadach.

Magdalena Jadach: Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z blogiem?

Tamara Gonzalez Perea, autorka bloga "Macademian Girl": Kiedyś wysłuchałam audycji o blogach modowych i zostało mi to w pamięci. W 2011 roku byłam w trakcie poszukiwania nowego kierunku rozwoju, bo studiowałam architekturę wnętrz na ASP. Jednak w trakcie studiów zrozumiałam, że co prawda jestem w tym dobra, ale to nie jest coś, co mi sprawia taką niesamowita frajdę, jaką teraz moda.

Kiedy przeniosłam się z Poznania do Szczecina, zaczęłam szukać nowych pomysłów na siebie. Ja taką strojnisią byłam zawsze, natomiast prowadzenie bloga sprawiło, że zaczęłam się interesować faktycznie modą. Ubrania to jest tylko jakiś wycinek. Moda wciąż jest jednak traktowana w Polsce trochę po macoszemu, co według mnie jest absurdem. Natomiast na świecie to sztuka. Sztuka, która była z człowiekiem od zawsze i teraz siedząc w tym głębiej, zajmując się modą, mogę to w pełni docenić.

Ile czasu dziennie poświęcasz całej działalności okołoblogowej?

24 godziny na dobę. To jest praca non stop, bo to nie jest tak, że wracam do domu, włączam komputer, kończę pracę, a potem mogę się uwolnić. Blog to przygotowanie zdjęć, odpisywanie na maile, nawiązywanie współprac. Przygotowanie wpisów, spotkania, które mam. W tygodniu często śpię po cztery godziny na dobę, a weekendy staram się odsypiać.

Ile osób dziennie, miesięcznie, odwiedza twój blog? Ilu masz fanów na Facebooku?

Mam ok. 80 - 100 tys. unikalnych użytkowników miesięcznie. To są ludzie, którzy czytają mojego bloga. Miesięcznych odsłon mam ok. 600 tys., a na Facebooku mam już ok. 68 tys. fanów, czyli osób, które także tam śledzą to, co robię. To spora grupa, a jak na 2,5 roku, to powiedziałabym nawet, że niesamowity sukces. Zwłaszcza, że mój styl nie jest czymś oczywistym i łatwym do zaakceptowania dla przeciętnego zjadacza chleba. Żeby poczuć klimat tego co robię, czasami potrzeba drugiej czy trzeciej wizyty. Na pewno też trzeba mieć w sobie pewną wrażliwość i otwartość, żeby poobserwować to, co robię, przyzwyczaić się trochę.

Spodziewałaś się takiego zainteresowania swoim blogiem?


Absolutnie! Nigdy tego nie zakładałam. Moja mama zachęcała mnie do założenia bloga i teraz jest jedną z najbardziej wspierających mnie osób. Początkowo myślała, że to będzie dla mnie raczej zabawa. Jak zaczęłam publikować posty, to ona widziała, jakie były komentarze. Mówiła mi wtedy, że ludzie nie rozumieją, jak się ubieram i nie będą chcieli tego czytać. Teraz to wspominamy i często ją pytam: "Mamo, pamiętasz?" To pokazuje, jak bardzo zaskoczyła mnie popularność bloga.

Skąd czerpiesz inspiracje do swoich stylizacji?

Z głowy. To są takie rzeczy, które przychodzą same. Tak, jak artyści malują, ja się tak ubieram. Sama zresztą maluję, rysuję, więc dla mnie to jest naturalne. To nie tak, że jest jakieś jedno źródło, otwieram gazetę i ściągam cały look. To coś niepowtarzalnego, tylko mojego. Oczywiście jestem otwarta na inspiracje, bo są potrzebne, żeby się dalej rozwijać, żeby poszerzać horyzonty i obserwować otoczenie. A potem przepuszczać to przez filtr swojej osobowości i ja to robię. Efektem są moje stylizacje, które czytelnicy mogą zobaczyć na blogu, a moi znajomi na co dzień.

Inspiracjami dla mnie są różne źródła: obrazy czy ciekawe zdjęcia. Jednak nie ograniczam się tylko do fotografii mody, może to być krajobraz, może to też  być jakieś zdjęcie samych dodatków. Patrzę na świat bardziej jak na plamę, na jakąś układankę, na kolory, na kompozycję. Oczywiście, inspirują mnie sesje do editoriali, jakieś inne blogi, ale jestem daleka od tego, aby ściągać gotowe zestawy tak jak ludzie ściągają zestawy z manekina. Bardziej szukam czegoś głębiej, co potem przetwarzam.

Czy spotykasz się z agresywną krytyką tego, co robisz?

Nie raz zdarzyło mi się, że ktoś do mnie napisał na fanpagu, żebym zaczęła robić coś swojego, a nie tylko korzystała z cudzej pracy. Pokazuje to, że ludzie potrafią być ignorantami, nie zagłębić się w coś, a wypowiadać się. To, że ktoś ma klawiaturę i dostęp do internetu, to nie znaczy, że jest ekspertem. Ja zawsze też podkreślam, że moda to nie jest prosta, łatwa i przyjemna dziedzina. I tak jak ludzie nie powinni się wypowiadać, jeżeli nie maja pojęcia, o fizyce kwantowej, budowie rakiet, o budowie dróg i o szeregu innych dziedzin, to tak moda nie jest dla każdego. Mój blog jest specyficznym blogiem i to też nie jest coś, co każdy rozumie.

Czujesz się niezrozumiana w kwestiach związanych z modą?


Tak, bo chodzi też o zrozumienie tego, czym jest dla moda. Tu nie chodzi tylko o 'ciuszki' i 'metki'. Ja nie zawsze muszę być w tych stylizacjach seksowna. One są kobiece, bo taki jest mój styl, ale nie zawsze chodzi o to, żeby było ładnie, od linijki do linijki, zachowane proporcje. Chodzi o zabawę, o zabawę formą, o zabawę kolorem i to jest coś, czego ludzie nie potrafią czasem zrozumieć.

Ostatnio znajoma dziennikarka mówiła, że robiła wywiad z mężczyznami - co im się najbardziej podoba w kobietach i jakie oni lubią kobiety. Zgadłam bez problemu, że pewnie naturalny makijaż, proste ubranie i szpilki. I to pokazuje, jak długa droga jeszcze przed społeczeństwem. Ja nigdy nie będę taką osobą, taką dziewczyną w prostych ciuchach, bo dla mnie ubranie jest częścią mojej osobowości. 

Ludzie zapomnieli o sztuce ubierania się. Kiedyś dużą wagę przykładało się do dobrania kapelusza, butów czy rękawiczek. Dziś wmawia się nam, że to próżność. Bywa, że drwi się z wizyt u stylisty czy fryzjera, bo to taka fanaberia. To nie jest próżność, tylko dbałość o siebie i o jakość sygnału wysyłanego w świat. Styl jest bardzo ważny, bo to komunikat. Nie można tego lekceważyć.

Jak ludzie reagują na Ciebie na ulicy?


Tak, jak ludzie w Polsce w ogóle: jedni się uśmiechną, inni prychną, jeszcze inni się zaśmieją, to taka proza życia. Jestem na to przygotowana i w sumie mnie to szczególnie nie zajmuje.

Uodporniłaś się na to prowadząc bloga?

Nie uodporniłam się na to prowadząc bloga, uodporniłam się na takie zachowania będąc dzieckiem. Mój tata pochodził z Panamy i mam ciemniejszą karnację i niestety jako dziecko zmagałam się z rasizmem. To nie była kwestia tego, w co byłam ubrana, tylko po prostu tego, jak wyglądałam. Przez kolor skóry byłam nazywana "czarnuchem", "asfaltem", bo taki wtedy był ten kraj. Jednak to się zmienia i fajnie, że szczególnie większych miastach, widać rosnącą tolerancję. Natomiast przed Polską jest jeszcze długa droga - zwłaszcza, jeżeli chodzi o akceptację inności.

To, że ktoś się śmieje, bo ja mam zielone futerko albo niebieskie spodnie, jest niczym w porównaniu z nienawiścią, jaką kiedyś rodził mój kolor skóry. Dlatego teraz mnie to nie rusza. Jeśli ktoś idzie ulicą i śmieje się ze mnie i powie: "o Lady Gaga idzie" - traktuję to jako komplement. Nie traktuję tego, jako coś, co mi doskwiera. Fajnie by było gdyby się zmieniło i gdyby Polska była bardziej otwarta, ale to się nie wydarzy bez takich ludzi jak ja i wielu innych, którzy robią w tym kraju coś zupełnie niemainstreamowego. Bez osób, które tworzą coś swojego i o to walczą, nic się nie zmieni. Myślę, że mój blog dokłada cegiełkę do szerzenia tolerancji, oswajania ludzi z tym, że nie zawsze to, czego nie rozumieją, musi być złe.

Z czego wynika niechęć do mody, do blogerek?

Według mnie wynika to z ignorancji. Z niechęci przed tym, co nieznane i czego się nie rozumie. O ile u zwykłych ludzi, którzy z modą mają niewiele wspólnego, jest to zrozumiałe, to w medialnym świecie, trudno jest mi to usprawiedliwiać.

W branży modowej niepotrzebnie się stawia nas wszystkie w jednym szeregu. A my nie dość, że mamy inne style i zupełnie inne wartości, to wszystko w nas jest inne. Łączy nas głównie to, że mamy blogi modowe. Jeżeli gdzieś to się próbuje na siłę zrównywać do jednego mianownika, to wszyscy na tym tracą, a wartość tego, co robimy, gdzieś po drodze ucieka.

Jakie masz plany związane z przyszłością bloga?

Mam, ale jestem typem osoby, która nie lubi mówić o tym, co będzie, wolę to robić. Blog na pewno będzie się dalej rozwijał, bo to moje ukochane dziecko. Natomiast forma na pewno trochę się zmieni, bo ja idę do przodu i też chcę mieć więcej możliwości. W międzyczasie rozwijam się bardziej dziennikarsko. Współpracuję z magazynem "Grazia" - mam tam stałą kolumnę. Praca w czasopiśmie jest czymś, co chciałabym robić za 5 - 10 lat, tak już na stałe. Natomiast blog jest w dużej mierze moją stroną wizualną, choć i tam coraz więcej piszę. Mam dokładny plan, gdzieś za 5,10, 15 lat. Tymczasem to jest ścieżki, które będę równolegle rozwijać.

Tamara Gonzalez Perea to 24-letnia blogerka modowa ze Szczecina, która obecnie mieszka w Warszawie. Blog Tamary: "Macadamian Girl" w 2012 roku zajął pierwsze miejsce w rankingu blogów modowych według magazynu "Press". W tym samym roku "Fashion Magazine" przyznał blogerce wyróżnienie "Blog modowy 2012 roku".