"Chcę, żeby ta sprawa była przestrogą dla innych" - mówi matka dziewczyny która zmarła po zażyciu "spalaczy tłuszczu". Tabletki, które miały być cudownym lekiem na odchudzanie zawierały trującą substancję. W poniedziałek w Warszawie miał ruszyć proces Macieja Ż. oskarżonego o wprowadzanie specyfiku do obrotu. Rozprawa została jednak przełożona na piątek.

Matka dziewczyny Teresa Szwaczyk podkreśla w rozmowie z RMF FM, że zrobi wszystko, żeby nagłośnić sprawę. Niech to będzie przestroga dla innych dziewczyn. Niech sto razy pomyślą zanim zażyją taki lek. Ten człowiek, który sprzedawał tabletki nie miał żadnej skruchy. Jak przechodził obok mnie to czułam jak mówi: nic mi nie zrobisz. Myślę, że ani przez chwilę nie pomyślał o tym, że nie żyje dziewczyna - podkreśla pani Teresa.

Główny oskarżony w sprawie Maciej Ż. od września zeszłego roku przebywa w areszcie. W poniedziałek okazało się, że broniąca go z urzędu mec. Agnieszka Gawłowska poprosiła o przełożenie procesu, bo - jak mówiła - nie miała szansy na kontakt z klientem i uzgodnienie linii obrony. Jak twierdziła, władze więzienne nie poinformowały jej, kiedy mężczyzna zostanie przewieziony z Krakowa do Warszawy. Pierwszy raz widzę dziś panią adwokat - potwierdził Maciej Ż.
Przecież jeszcze w zeszłym tygodniu do akt sprawy załączono informację, że pan Ż. będzie w Warszawie od piątku. Nie wie pani o tym? - pytała mecenas prowadząca proces sędzia Anna Nowakowska. Zaproponowała również czas na konsultację z klientem jeszcze w poniedziałek. Ponieważ Gawłowska oceniła, że to za mało czasu, sąd przełożył proces na 13 czerwca. 

Śmiertelnie groźne substancje w lekach

Sprawa "leków na odchudzanie" z internetu wyszła na jaw w zeszłym roku. Krakowscy policjanci odkryli w Zgierzu (Łódzkie) linię technologiczną do produkcji tabletek. W domowych warunkach, przy wykorzystaniu szkodliwych substancji, produkowano tam środki mające wspomagać odchudzanie - tzw. spalacze tłuszczu. Znaleziono kilkadziesiąt opakowań gotowych już kapsułek przygotowanych do sprzedaży. Ustalono też listę osób, które kupiły pigułki. Okazało się, że czynnikiem aktywnym był Diniotrofenol, organiczny związek chemiczny z grupy fenoli, stosowany przez Amerykanów podczas wojny w Wietnamie do niszczenia pastwisk, lasów i roślin. Na liście znaleziono nazwisko 20-latki z Warszawy, która zmarła 17 maja.

Maciej Ż. nie powiedział nawet, czy przyznaje się do zarzutu, czy też nie. W poniedziałek powiedział, że nie ma nic przeciwko temu, aby media podawały jego nazwisko i ujawniały wizerunek. Sąd nie zgodził się jednak na to, oceniając, że "sprzeciwia się temu ważny interes prywatny oskarżonego".

(ug)