Przeciwników ideologii gender grzecznie proszę – nie bijcie mnie i nie zrozumcie źle. To, że facet pisze o odkrywaniu Audrey Hepburn nie znaczy, że powinien bez zbędnej zwłoki skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą albo oddalić się na miejsce odosobnienia i tam poważnie zastanowić się nad sobą. Poza tym umówmy się – facet, który nie umie uczyć się od kobiet niezwykłych i niepokornych jest facetem przez bardzo małe „F”.

Żyjemy w czasach, gdy słów jest coraz więcej, a znaczeń coraz mniej. Zdewaluowały się nam boleśnie prawo i sprawiedliwość, solidarność, wolność, równość... Racjonalność niestety też. Podobnie rzecz ma się z modną od pewnego czasu niepokornością. W niepokornych mediach kariery robią niepokorni - często również wobec faktów - dziennikarze. Osiągają mistrzostwo autopromocji tworząc wrażenie istnienia w jakichś katakumbach, nawet nie trzecim, ale trzydziestym trzecim albo czterdziestym siódmym obiegu. Dni, tygodnie i miesiące płyną im na retorycznych pojedynkach z "pokornymi". Gdy akurat nie cierpią za miliony ( tu wstaw dowolną walutę) to z pokorą oczekują przyjścia w chwale rządów umiłowanej przez siebie, jedynej słusznej opcji...

"Kobiety niepokorne" hiszpańskiej dziennikarki Cristiny Morato odkrywają nie tylko niesłusznie zepchnięte na dalszy plan znaczenie niepokorności, ale też kobiecość daleką od przeideologizowanych współczesnych definicji. Tytuł oryginału - "Divas rebeldes" - kieruje nasze skojarzenia w kierunku rebelii, buntu. Słusznie - każda z bohaterek książki była buntowniczką w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu.

Co łączy Marię Callas, Coco Chanel, Wallis Simpson, Evę "Evitę" Peron, Barbarę Hutton i Jacqueline Kennedy - kobiety sportretowane w książce Hiszpanki? Można powiedzieć, że wszystkie były gwiazdami swoich czasów, ikonami budzącymi zachwyt milionów. Będzie to jednak tylko część prawdy - najbardziej rzucający się w oczy, ale z pewnością nie najważniejszy fragment bardziej skomplikowanej całości.

Lubimy idealizować gwiazdy i stawiać je za szybką. Fajnie jest sobie powzdychać i pozachwycać się, ale z przekonaniem, że pomiędzy nimi a nami jest przepaść nie do przejścia. "Kobiety niepokorne" pisane są z zupełnie innej perspektywy. Widzimy bohaterki z krwi i kości, z traumami, problemami, słabościami i nieraz bardzo długimi listami kompleksów.

Jaki był sekret "Kobiet niepokornych"? Autorka - co świadczy o jej dojrzałości i poziomie samej książki - nie bawi się w poradnictwo i nie próbuje  układać z życiorysów swoich bohaterek jakiegoś sztucznie uporządkowanego scenariusza. Jest jednak wiele spraw, które łączą Kennedy, Hepburn i całą resztę. Wszystkie miały w życiu pod górkę, ale walczyły o swoje. Nie bały się nie tylko marzyć, ale też konsekwentnie dążyć do pozornie nieosiągalnych celów. Wiedziały, co jest dla nich w życiu najważniejsze i jeśli było trzeba - potrafiły o to walczyć. Były otwarte na to, co przynosiła rzeczywistość, ale częściej dokonywały cudów niż czekały na cud.  Popełniały błędy, ale nie marnowały czasu na rzeczy bez znaczenia. Czasami błądziły, ale dlatego, że cały czas szukały...

Co mogą robić współczesne kobiety z historiami niepokornych? Na pewno warto o nich pamiętać, odnajdywać w sobie i pielęgnować cechy ich charakterów. Nie jest to modne, łatwe, ani tym bardziej przyjemne, ale to żadna wymówka. A nam facetom co pozostaje? Wspierać, pomagać, nie bać się i pilnie uczyć. Pamiętajmy - kobiety niepokorne istnieją - sam znam kilka. I powiem jedno - trudno wyobrazić sobie większy skarb.