Kilka lat temu nasi siatkarze mieli już trudne przejścia w Bułgarii. W ich kierunku leciały wyzwiska i różne przedmioty. Na trwających mistrzostwach Europy pod względem kibicowskim na szczęście wszystko gra, szwankuje za to organizacja.

REKLAMA

W hali w Warnie próżno było na przykład szukać ochroniarzy. Czasami spotykało się policjanta, który jednak nie przejmował się zbytnio swoją pracą. Niektórzy kibice bez problemów dostawali się więc do stref zarezerwowanych teoretycznie tylko dla zawodników i dopiero po dłuższej chwili ktoś ich stamtąd przeganiał. Ja dwa razy wszedłem do hali przez przypadek tylnym wyjściem i ani razu nikt mnie nie poprosił o akredytację ani żadną inną wejściówkę. Na szczęście nie przełożyło się to na żadne incydenty, bo fanów była garstka, a zresztą większość to i tak Polacy.

Gorzej, że organizacyjne zamieszanie dotknęło też siatkarzy. Organizatorzy chcieli wysłać ich z Warny do Sofii samolotem, który wylatywał w poniedziałek o... 5 rano. Panowie musieliby więc wstać około trzeciej, a to nie jest raczej na takim turnieju mile widziane. Stephane Antiga zdecydował się na kilkugodzinną podróż autokarem, a biorąc pod uwagę, że drogom w Bułgarii raczej daleko do europejskiej średniej - nie jest to wyprawa marzeń.

Nasz trener wprost stwierdził, że to skandal, Michał Kubiak mówił, że trzeba to zaakceptować i "nie kopać się z koniem", Bułgarów bronił trochę Dawid Konarski przypominając, że w polskiej lidze większość drużyn też podróżuje autokarami. Ale nasze rozgrywki to nie międzynarodowy turniej, w którym na przestrzeni 10 dni trzeba rozegrać 6 spotkań.

Na szczęście złego słowa nie możemy powiedzieć o grze naszych. Mecze grupowe panowie wygrali zgodnie z planem, ale pierwszym poważnym sprawdzianem będzie tak naprawdę dopiero ćwierćfinał. Zagramy w nim z Holandią albo Bułgarią. Biało-czerwoni utrzymują, że dla nich to bez znaczenia, z kim przyjdzie im się zmierzyć. A Wy macie swój typ?