Już po ubiegłorocznym finale Wimbledonu, w którym zagrał Roger Federer, niektórzy eksperci twierdzili, że mogła to być jego ostatnia szansa na triumf w wielkoszlemowym turnieju. Podobnych głosów nie brakowało i tym razem. Czy fani fenomenalnego Szwajcara powinni się zatem obawiać o przyszłość swojego idola?

REKLAMA

Tej chwili boi się każdy fan tenisa. Moment, w którym Roger Federer oficjalnie zakończy karierę, będzie dla kibiców przebijania piłki przez siatkę ciosem prosto w serce. W całym świecie sportu niewielu jest bowiem takich zawodników jak 33-letni Szwajcar. Perfekcyjny na korcie i poza nim, wzór elegancji, spokoju, dobrych manier - wielu młodych zawodników (także tych, a może przede wszystkim tych z naszego kraju) powinno przymusowo oglądać popisy Federera. Nie tylko tego zwycięskiego, ale też tego, który schodzi z kortu pokonany.

W niedzielę Szwajcar przegrał drugi rok z rzędu na swoim ukochanym korcie w Londynie. Część ekspertów już zdążyła krzyknąć, że kolejnej szansy na zwycięstwo w wielkim szlemie już nie będzie. Ale takie głosy słychać od dłuższego czasu. Federer natomiast, choć wygrał już wszystko co miał do wygrania, wciąż chce grać i walczyć. A ta walka może w końcu przynieść kolejny i wyjątkowo długo wyczekiwany przez kibiców triumf w którymś z czterech najważniejszych turniejów.

Poza Paryżem, Roger może wygrać wszędzie. I w Nowym Jorku, i w Melbourne, i w Londynie - uspokajał kibiców Dawid Olejniczak, były tenisista a obecnie komentator.

A jeśli ktoś Federera nie zna - polecam obejrzeć: