Bestialskie zamordowanie dziennikarza Jamesa Foleya jest ostatnim z aktów terroru dokonanego przez organizację nazywającą się Państwem Islamskim. Tę nietrafną nazwę nosi hybrydowa organizacja, łącząca cechy grupy terrorystycznej i milicji powstańczej, działająca na pustynnych terenach północno-wschodniej Syrii i północno-zachodniego Iraku, dowodzona przez byłego kaznodzieję z meczetu w Samarze.

REKLAMA

Państwo Islamskie w Iraku i Lewancie, znane także pod angielskim akronimem ISIS lub arabskich DAESZ, do niedawna było jednym z kilku ugrupowań dżihadystycznych, walczących w wojnie domowej w Syrii. Do świadomości szerszej publiczności fakt jego istnienia dotarł po zdobyciu przezeń pod koniec czerwca w zaskakującej ofensywie głównego miasta północnego Iraku - Mosulu. Obserwacja jego blisko dwumiesięcznych rządów w północnym Iraku pozwala wysnuć kilka wniosków o charakterze tej organizacji, jej potencjale i zagrożeniu jakie stwarza.

Błyskawiczne zwycięstwo ISIS w północnym Iraku było dużym zaskoczeniem. Było ono pochodną nie tylko siły militarnej organizacji, liczącej około 4 do 6 tysięcy bojowników, ale także demoralizacji i podziałów etniczno-wyznaniowych drążących armię iracką. Armia ta, odbudowana po roku 2005, stopniowo zdominowana została przez szyitów, podobnie zresztą jak inne struktury państwa irackiego. Proces ten, akceptowany i wspierany przez administrację premiera Nuri Malikiego, nasilił się po wycofaniu sił USA z kraju w 2011 roku. Stacjonujące na sunnickiej północy kraju jednostki wojskowe, w obliczu presji militarnej, ze strony bojówek ISIS praktycznie przestały istnieć, gdy służący w nich żołnierze - sunnici, dołączyli do agresora, a szyiccy oficerowie i podoficerowie wycofali się na tereny zamieszkałe przez swoich współwyznawców w centralnej i południowej części kraju. Zdobycie Mosulu w ostatnich dniach czerwca dało oddziałom ISIS szereg korzyści: bogate łupy w postaci m.in. zaawansowanego, ex-amerykańskiego sprzętu wojskowego, dostęp do zasobów finansowych w bankach miasta, szacowanych na ok. pół miliarda dolarów oraz możliwość korzystania z infrastruktury takiej jak szpitale, media lokalne czy aparat administracyjny. Bojówkom ISIS udało się osiągnąć w Iraku to, do czego nie były w stanie doprowadzić w Syrii: zdobyły one ważne miasto, stolicę regionu, które służyć może za tymczasową stolicę nowo powołanego bytu o charakterze quasi-państwowym. Mosul, niegdyś starożytna Niniwa, a dziś ponad półtoramilionowa metropolia, miasto zwane "Miastem Proroków", znakomicie nadaje się do celu.

Zdobywszy Mosul, ugrupowanie znane dotąd jako ISIS przemianowało się na Państwo Islamskie, a jego przywódca, Abu Bakr al-Bagdadi przybrał tytuł kalifa. Sukces militarny został więc zdyskontowany przez podniesienie rangi ugrupowania, które w mowie al-Bagdadiego z 5 lipca br. przedstawione zostało jako uniwersalny projekt o zasięgu globalnym. Występując w Wielkim Meczecie al-Nuriego, kalif-samozwaniec wezwał wszystkich wyznawców islamu do przybywania na tereny opanowane przez jego organizację i udzielenia jej wszelkiej pomocy. W zamian obiecał zjednoczenie muzułmanów i podbój ziem od Bliskiego Wschodu po Europę, wymieniając wśród swoich celów zdobycie Hiszpanii i Rzymu.

Przemówienie Al-Bagdadiego w mediach społecznościowych spotkało się z krytyką, a szeroko dyskutowanym zagadnieniem była kwestia drogiego szwajcarskiego zegarka, jaki na ręce nosił nowy następca Allaha na ziemi. Nie ulega jednak wątpliwości, że Państwo Islamskie przyciąga wielu ochotników zarówno z Bliskiego Wschodu, jak i z Europy. Ilość ochotników i donacji, które spływają do organizacji, jest miarą sukcesu grupy Al-Bagdadiego na "rynku" islamskich organizacji terrorystycznych. Trzeba bowiem powiedzieć, że współczesna panorama ugrupowań terrorystycznych na Bliskim Wschodzie przypomina właśnie rynek, na którym o pieniądze milionerów z krajów Zatoki Perskiej i ochotników gotowych poświęcić się dla sprawy walczą liczne, większe i mniejsze ugrupowania. Trzy najważniejsze z nich to Al-Kaida, syryjska Dżabhat an-Nusra oraz właśnie Państwo Islamskie. To ostatnie łączy uniwersalistyczne roszczenia Al-Kaidy z koncentracją na opanowaniu określonego terytorium, charakterystycznym dla Dżabhat an-Nusra. Ta hybryda okazała się zaskakująco skuteczną w sianiu śmierci i zniszczenia, niosąc groźbę eksterminacji chrześcijan i Jazydów, powodując masowe migracje ludności i zagrażając samemu bytowi państwa irackiego.

Losy podobnych ugrupowań wskazują, że sukcesy militarne Państwa Islamskiego napotkają w przyszłości na granice. Zarówno USA, jak i mocarstwa regionalne, takie jak Turcja, Arabia Saudyjska i Iran zgodnie postrzegają grupę jako poważne zagrożenie dla regionu. Ta rzadka zgoda przekłada się na pomoc, jaka udzielana jest walczącym z bojówkami Państwa Islamskiego oddziałom kurdyjskim. Granice wpływu militarnego fundamentalistycznego ugrupowania zakreślone są także przez obszar zamieszkiwany przez ludność sunnicką. Organizacja ta, jak każde ugrupowanie partyzanckie, silnie bowiem zależy od poparcia ludności cywilnej. Wśród irackich sunnitów, gorzko rozczarowanych kształtem zdominowanego przez szyitów państwa irackiego, organizacja Al-Bagdadiego znalazła chwilowo dogodną bazę. Nie należy się jednak spodziewać, że ISIS odniesie sukces w walkach z dobrze zorganizowanymi oddziałami Kurdów, broniących swojego Autonomicznego Regionu Kurdystanu Irackiego. Zdominowana przez szyitów armia iracka prawdopodobnie wykaże się znacznie większą skutecznością w walkach na terenach środkowego Iraku, na których zamieszkują szyici. Powiedziawszy to należy mieć jednak na uwadze, że o ile zasięg terytorium pod kontrolą Państwa Islamskiego nie będzie się raczej zwiększał, to grupa ta będzie zdolna destabilizować sytuację w regionie przez organizowanie zamachów terrorystycznych. To ostatnie zagrożenie wykracza daleko poza granice Bliskiego Wschodu i jest potęgowane przez uczestnictwo w organizacji setek dżihadystów z Europy i Rosji.