Od czasów starożytnych nie mówiło się tak wiele o Persach i Grekach, jak w ostatnich dniach. Wspólnota międzynarodowa na obydwu pradawnych państwach próbowała wymóc odpowiedzialne zachowanie, a więc takie, które są zgodne z jej standardami - bądź to fiskalnymi, bądź dotyczącymi nierozprzestrzeniania broni jądrowej. Te podobieństwa nie powinny przesłonić faktu, że o ile Grecja jest dziś dla wielu kłopotliwym ciężarem, o tyle Iran postrzegany jest w stolicach mocarstw przede wszystkim jako szansa.

Żeby zrozumieć doniosłość zawartego dziś porozumienia należy się cofnąć do lipca 2006 roku, kiedy to Rada Bezpieczeństwa ONZ przychyliła się do amerykańskiego wniosku i uchwaliła sankcje gospodarcze, skutecznie izolujące Iran. W efekcie, irańska gospodarka, która wcześniej rosła w niemal piętnastoprocentowym tempie, pogrążyła się w stagnacji, a ostatnimi laty zaczęła się nawet kurczyć. Iran stracił dekadę szans na szybki rozwój i, w oparciu o dzisiejsze porozumienie, zamierza te stracone szanse odzyskać. Elita decyzyjna Republiki Islamskiej uznała, że dzięki ustępstwu taktycznemu - zamrożeniu programu nuklearnego, uzyska znacznie ważniejszy, strategiczny cel, jakim jest dominacja na Bliskim Wschodzie (pisałem o tym tutaj). Teheran słusznie spostrzegł, że podstawą każdego mocarstwa jest silna gospodarka, a tej nie sposób zbudować w izolacji od globalnego systemu ekonomicznego. Silna gospodarka to także więcej pieniędzy na zbrojenia konwencjonalne, z których Iran nie tylko nie zamierza rezygnować, ale których rozwój planuje znacząco przyspieszyć. Wyrazem tego stało się niedawne ogłoszenie przez ajatollaha Chamenejego planu zwiększenia wydatków obronnych do poziomu 5% PKB.

O ile więc w perspektywie irańskiej dzisiejsze porozumienie to przede wszystkim zmiana taktyki w dążeniu do zbudowania potęgi regionalnej, to perspektywa USA, Chin, państw europejskich i Rosji znacznie się różni. Dla Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec, podobnie jak dla Chin, układ z Iranem oznacza przede wszystkim otwarcie wielkiego rynku na eksport i inwestycje. Iran jest względnie zamożny, jego gospodarka pilnie potrzebuje zastrzyku technologii i kapitału, a ludność pragnie dóbr konsumpcyjnych z importu. Zniesienie sankcji to otwarcie największej szansy w handlu zagranicznym od czasu upadku komunizmu w naszym regionie świata. Państwa europejskie i Chiny oczekują jeszcze jednego efektu otwarcia handlu z Iranem: wejścia na globalne rynki irańskiej ropy. Wedle niepotwierdzonych informacji tankowce ze wstępnie zakontraktowaną ropą stoją już zatankowane w irańskich portach, czekając na ogłoszenie porozumienia. Ponowne wejście na rynek siódmego największego producenta ropy naftowej zwiększy bezpieczeństwo energetyczne Europy i Chin oraz utrwali trend spadkowy cen tego surowca. Polska powinna być szczególnie zainteresowana obydwoma gospodarczymi efektami porozumienia z Iranem. To, czy irańskie otwarcie zostanie dobrze wykorzystane przez nasz kraj, będzie testem dla polskiej polityki zagranicznej na kontynencie azjatyckim.

O ile więc Stary Kontynent i Państwo Środka widzą niemal same pozytywy porozumienia się z Iranem, to percepcja Moskwy i Waszyngtonu jest nieco inna. Dla gospodarki rosyjskiej perspektywa dalszych spadków cen ropy jest dalece niekorzystna. Dlaczego więc Rosja dąży do porozumienia? Po pierwsze, Rosjanie mają nadzieję, że będą głównymi beneficjentami szeroko zakrojonych irańskich wydatków zbrojeniowych. Po drugie, Moskwa widzi w szyickim Iranie sojusznika w walce z sunnickim fundamentalizmem, zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i w Azji Środkowej. Dynamika, zasoby i kompetencje kulturowe Iranu są potrzebne słabnącej Rosji dla utrzymywania stabilizacji na terenach jej "miękkiego podbrzusza".

Najbardziej złożona jest sytuacja USA, które, podpisując porozumienie, narażają się na gniew swoich tradycyjnych sojuszników na Bliskim Wschodzie: Izraela i Arabii Saudyjskiej. Obydwa te państwa dysponują znacznym potencjałem lobbingu w Waszyngtonie, co niewątpliwie skomplikuje sytuację Demokratów przed następnymi wyborami. Amerykanie mają też najmniej motywacji ekonomicznych; jest bowiem prawdopodobne, że pomimo zniesienia sankcji ONZ, Kongres utrzyma sankcje narodowe, będące w mocy od 1979 roku. Co motywuje więc USA do podpisania tego porozumienia? Nadrzędnym czynnikiem wydaje się być chęć odzyskania możliwości manewru w polityce bliskowschodniej. USA nie zamierza nadal bezpośrednio angażować się w coraz mniej stabilnym regionie. Wobec ograniczenia zaangażowania Waszyngtonu, na Bliskim Wschodzie po 2011 roku zaczęła toczyć się rywalizacja mocarstw regionalnych: Arabii Saudyjskiej, Izraela, Iranu i Turcji. Dziś Stany Zjednoczone dążą do tego, by mieć otwarte kanały komunikacji ze wszystkimi głównymi graczami w regionie, tak by nie być zakładnikiem polityki żadnego z nich. Po znormalizowaniu stosunków z Teheranem, USA będą mogły być bardziej asertywne w sprawie saudyjskiej interwencji w Jemenie czy izraelskiej polityki budowy osadnictwa na Zachodnim Brzegu. Waszyngton dostrzega także, że głównym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego kraju jest fundamentalizm sunnicki, a to sprawia, że walczący z tym samym zagrożeniem Iran, staje się potencjalnym sojusznikiem.

W wyniku porozumienia przy stole negocjacyjnym Iran wpływa ponownie na wody światowej polityki, zmierzając do zajęcia ważnej pozycji na Bliskim Wschodzie. Pozostali uczestnicy negocjacji zakładają, że będzie to dla nich korzystne. Czas pokaże, czy ich kalkulacje okażą się trafne.