Front walki z Państwem Islamskim to często używana przez polityków metafora. Jednak w Północnym Iraku ten front jest czymś bardzo konkretnym - ma postać liczącej niemal tysiąc kilometrów linii. Pułkownik Mahmud Szabak dowodzi odcinkiem tego frontu o długości 37 kilometrów. Z silnie umocnionych pozycji na zboczach masywu Zertik zajmowanych przez jego oddział Peszmergów (siły irackich Kurdów) rozciąga się widok na skalistą równinę Niniwy, na której rozsiane są pozycje bojowników Państwa Islamskiego. Po drugiej stronie równiny znajduje się Mosul – drugie co do wielkości miasto Iraku i największy ośrodek miejski zdobyty przez ISIS. Przygotowywana intensywnie przez wojska irackie, kurdyjskie oraz amerykańskie ofensywa, która doprowadzić ma do finalnego pokonania dżihadystów na terytorium Iraku, może ruszyć w przeciągu najbliższych tygodni.

Nadchodząca ofensywa jest problemem militarnym - nikt bowiem nie ma wątpliwości, że dżihadyści będą walczyli do końca, co w milionowym mieście przynieść może ogromne straty ludzkie. Na tyłach linii frontu przygotowane są obozy dla uchodźców, których liczba może wynieść kilkaset tysięcy. Jednak kwestie militarne wydają się być stosunkowo proste w zestawieniu z dylematami politycznymi. W Mosulu i na równinie Niniwy prócz większości arabskich sunnitów zamieszkują także, Kurdowie, Turkmeni oraz chrześcijanie różnych obrządków, Jazydzi, Kakai (Jarsanidzi) i inne mniejszości religijne. Niemal wszystkie te grupy wyznaniowe poddane były prześladowaniom przez Państwo Islamskie i dziś obawiają się swoich arabskich, sunnickich sąsiadów. Dlatego dążą do uzyskania jakiejś formy autonomii i gwarancji bezpieczeństwa. Pogodzenie tych dążeń secesjonistycznych  z równoczesnym zachowaniem integralności terytorialnej Iraku jest kwestią, która nadal czeka na rozwiązanie.

Tymczasem na froncie w ostatnim czasie panuje spokój. W promieniach zachodzącego słońca obserwujemy zza umocnień senny krajobraz równiny Niniwy. Szeregowy przynosi herbatę i ustawia ją na workach z piaskiem. Nie ma nic lepszego na wojnie jak dobra herbata i cisza na froncie - mówi z uśmiechem pułkownik. Twierdzi, że w ostatnich miesiącach aktywność dżihadystów osłabła. Ostrzał z ich pozycji jest stosunkowo rzadki, a wypady na pozycje kurdyjskie prowadzone są mniejszymi siłami. Na jego odcinku takie ataki prowadzone są zazwyczaj nocą przez pięć do sześciu plutonów po około pięć ludzi każdy. Pomimo słabnących sił, dżihadyści są wyposażeni w nowoczesną broń. Do ich odparcia ludzie pułkownika Szabaka mają do dyspozycji prócz nieśmiertelnych karabinków AK  dwa ciężkie karabiny maszynowe i dwa moździerze. Sprzęt ten jest dość sfatygowany - jeden z karabinów, nazywany przez żołnierzy "Albańczykiem" pochodzi z 1945 roku. Wiele państw NATO - choć nie ma wśród nich Polski - wspiera walczących z dżihadystami irackich Kurdów dostawami uzbrojenia. Nie widać jednak, by docierały one do oddziału w masywie Zertik. Potrzebujemy lepszego uzbrojenia, żeby ich pokonać- mówi Szabak.

Siadamy na krzesłach przed punktem dowodzenia, gdzie pijąc kolejną herbatę pułkownik opowiada, jak dołączył do Peszmergów w 1974 roku, gdy jego wioska została zrównana z ziemią przez armię iracką Saddama Husejna. Potem lata partyzantki, a po 2003 roku powrót w rodzinne strony i odbudowa wsi, która znalazła się w granicach autonomicznego kurdyjskiego regionu Iraku. Pokój i prosperita ostatnich lat zostały gwałtownie przerwane latem 2014 roku, gdy po niespodziewanym zdobyciu Mosulu, terroryści spod znaku ISIS zaatakowali iracki Kurdystan, a wioska pułkownika Szabaka znalazła się ponownie na linii frontu.

Zanim pojawi się trzecia herbata, rozlega się cichy świst i w oddali słychać odgłos wybuchu. Żołnierze rzucają krótkie "tajjara" - samolot - po czym idziemy zobaczyć efekty nalotu. Na równinie u stóp wzgórz, w okolicy fabryki cementu wyrasta czarny słup dymu, dzieląc płaski krajobraz grubą krechą na dwie części. Panuje cisza, a wrażenie nierealności potęguje brak widocznego sprawcy bombardowania. Wojna z Państwem Islamskim toczy się jakby w dwóch epokach - w jednej są Peszmergowie pułkownika Szabaka ze swoim sfatygowany sprzętem, a w drugiej myśliwce i drony koalicji operujące poza zasięgiem wzroku. Jednak gdy nadejdzie dzień ofensywy na Mosul to właśnie ci żołnierze będą musieli opuścić swoje umocnione wzgórze i na równinie Niniwy stanąć do walki z dżihadystami.