Okazuje się, że na siatkarskich mistrzostwach świata warto kombinować. Polacy wygrali wszystkie trzy spotkania, Serbowie tylko jedno, ale to my zagramy w grupie śmierci z Brazylią i Bułgarią. Włoski mundial nie sprzyja zwycięzcom.

Gdyby Polacy kalkulowali, wczorajszy mecz z Serbią powinni przegrać. Nie byłoby to łatwe, bo wygrać nie chcieli również Serbowie. Mecz dwóch zespołów marzących o porażce? Metrowe auty, piłki posłane w trybuny, serwisy w siatkę. To mogło być ciekawe. No ale biało-czerwoni podeszli do sprawy uczciwie i dość szybko załatwili serbską sprawę.

Tyle że teraz Serbia zagra z Meksykiem i Kubą, a Polska z Brazylią i Bułgarią. A więc trzy najlepsze drużyny mundialu sprzed czterech lat zetrą się ze sobą już w drugiej fazie grupowej. Przypomnę, potem jest jeszcze trzecia, a dopiero potem półfinały. Najgorsze jest to, że każdy zespół zaczyna kolejną fazę z zerowym dorobkiem punktowym. Tak jakby trzy zwycięstwa nad Kanadą, Niemcami i Serbią nie miały znaczenia. Bułgaria przegrała już dwa mecze, Brazylia jeden, ale to nie ma większego znaczenia.

Regulamin mundialu we Włoszech jest paradoksalny i bezsensowny. Oprócz gospodarzy nikt nie zostawia na nim suchej nitki. Nawet Serbowie byli skonfundowani. Nikola Grbić przyznał, że system jest chory jeśli drużyna przegrywa dwa spotkania i trafia do łatwiejszej grupy. Polacy teraz muszą przełamać kompleks Brazylii. Z mistrzami świata zagrają w czwartek. Canarinhos mają kłopoty. Już nie są niezniszczalni. Niedawno Niemcy, a teraz Kubańczycy udowodnili, że można ich pokonać. Gorzej jeśli podopiecznym Daniela Castellaniego się nie uda tego dokonać. Wtedy piątkowy mecz z Bułgarią będzie meczem o wszystko. Porażka może oznaczać pożegnanie z turniejem.