Dziesiątki, a może setki tysięcy dzieciaków szykują się już do oglądania finału Ligi Mistrzów Borussia Dortmund - Bayern Monachium. Wielu z nich marzy o tym, aby w przyszłości być jak Lewandowski, Piszczek, czy Błaszczykowski. Marzą też niektórzy rodzice, którzy przypominają sobie własne dzieciństwo zahaczające jeszcze o sukcesy polskich piłkarzy na MŚ w Hiszpanii. Tylko że dziś, inaczej niż wtedy, piłkarskich możliwości dla młodych jest znacznie więcej.

Zmienia się obraz polskiego piłkarza na przestrzeni ostatnich lat. Nie tak dawno tylko kilku potrafiło zrobić europejskie kariery na przyzwoitym poziomie. Ale mówienie o nich "gwiazdy" byłoby grubą przesadą. Większość i tak zadowalała się spokojną egzystencją w polskiej lidze - nędznej sportowo, ale zapewniającej niemałe pieniądze. Dziś do głosu doszło zupełnie inne pokolenie. Piłkarze, dla których języki nie stanowią bariery, których występy w zagranicznych telewizjach nie paraliżują, piłkarze, którzy mądrze planują i kierują swoimi karierami. I świadomie - lub nie - stają się idolami dla młodych chłopców.

Ostatnio oglądałem z moim siedmioletnim synkiem serial "Do przerwy 0:1". Sam kiedyś czytałem z wypiekami na twarzy niezapomnianą książkę Adama Bahdaja. Dziś dzieciom trochę trudno zrozumieć, że największym zmartwieniem było kiedyś zdobycie piłki, którą można było rozegrać ważny mecz. Ten, kto miał nową "biedronkę" wzbudzał podziw chłopaków chowających za plecami swoje szmacianki z porwanymi szwami i wystającym balonem. Zresztą samo słowo "biedronka" funkcjonuje dziś na zupełnie innej płaszczyźnie. Ale piłkarskie emocje pozostają te same.

Dziwny to paradoks, kiedy z jednej strony mamy fatalną pod względem sportowym ekstraklasę, będącą w coraz głębszym dołku reprezentację, a z drugiej strony coraz większą liczbę polskich piłkarzy, którzy liczą się za granicą. Polskie trio z Dortmundu to już dziś niemal hasło w encyklopedii. Polscy bramkarze stali się instytucją na Wyspach Brytyjskich. Obrońcy próbują się rozpychać we Włoszech. Ale i tak dla wszystkich punktem odniesienia jest Robert Lewandowski i jego cztery bramki w meczu z Realem Madryt.

Wygląda na to, że piłka nożna, przez wielu "poważnych" obserwatorów odsądzana od czci i wiary, jest jednak kuszącą i interesującą alternatywą dla stylu życia opartego na konsolach, tabletach, fejsach, twitach. Jeśli więc i wy macie już za sobą kupowanie swoim dzieciom kart Ligi Mistrzów, strojów Lewandowskiego i wreszcie wożenie na treningi i z powrotem, podzielcie się swoimi wrażeniami - zdjęciami, filmami. Przesyłajcie nam swoje nadzieje na przyszłość polskiej piłki. Może jest tam gdzieś przyszły Lewandowski?