Wybory samorządowe już za nami. Najsłabszym ich elementem była Państwowa Komisja Wyborcza, której się "sypnął" system informatyczny i wyniki tysiące ludzi liczą "na piechotę". Zanim je policzą, to kilka rzeczy warto już zauważyć.

REKLAMA

Po pierwsze - kolejny - wyraźniejszy niż poprzednio - sukces kandydatów i inicjatyw pozapartyjnych. Wśród tych, którzy wygrali w pierwszej turze, niewielu jest prezydentów partyjnych (p.p. Zdanowska - Łódź, Podraza - Dabrowa Górnicza, Komoniowski - Będzin, Żuk - Lublin). Dominują prezydenci, którzy startowali ze swoich komitetów (Ferenc, Szczurek, Zaleski, Frankiewicz i kilkunastu innych). Jeszcze ciekawiej będzie w drugich turach, gdzie nie ma duopolu PO-PiS, jest natomiast wielu bezpartyjnych społeczników.

Po drugie - to zły sygnał dla partii politycznych. Można tu sformułować dwie tezy. Jedna - że kończy się ich monopol na zarządzanie społeczeństwem, rodzą się nowe pomysły na to zarządzanie i rosną nowi ludzie. Być może to początek nowego umeblowania polskiej sceny politycznej. Druga - poza sporem - że partie te straciły zdolność wyławiania i przyciągania talentów politycznych. Ergo - nie wykonują swoich podstawowych funkcji ustrojowych, co przy powszechnej niechęci do partii i partyjności może zaowocować taką formą demokracji, która dopiero będzie poszukiwać swojego ukorzenienia w systemie politycznym.

Po trzecie - pojawiły się w polskiej polityce lokalnej nowe twarze. Zbiorowo to ruchy miejskie - jeszcze ze słabym, choć już zauważalnym wynikiem. Jeśli się nie pokłócą, nie zmarnują swojej energii, to mogą z wyborów na wybory powiększać poparcie dla siebie. Te wyniki, które uzyskały oznaczają, że wyszły już one poza krąg rodziny i znajomych, ich program zainteresował kogoś jeszcze. To dobry prognostyk. Jak również optymistyczne jest to, że masowo pojawili się kandydaci urodzeni zaledwie trzydzieści, czterdzieści lat temu. Mnie to cieszy najbardziej, bo postulat wymiany pokoleniowej powtarzam od wielu lat.

Po czwarte. Dobrym sygnałem jest także to, że wybory do sejmików wygrało Prawo i Sprawiedliwość. Ta partia musi przestać być punktem odniesienia dla frustratów, czekających nie wiadomo na co. Musi stać się normalną partią zdającą egzamin z umiejętności rządzenia, ponoszącą odpowiedzialność nie tylko przed "Bogiem i historią", ale i przed wyborcami. Nie tylko za lustrację, politykę historyczną, budzenie dumy narodowej, ale także za budowę mostów, dróg i kibli. Jak będzie umiała dać ludziom chleb, to dostanie przyzwolenie na igrzyska. A jeszcze będzie musiała się dogadać i stworzyć koalicje większościowe. To pierwszy test z rządzenia. Zobaczymy, co z niego wyjdzie.