W roku 1966 miałem 16 lat, zdałem właśnie do klasy maturalnej kieleckiego liceum. Radość psuł fakt, iż w lipcowej perspektywie miałem obóz Przysposobienia Obronnego, gdzieś w okolicach Włoszczowej. To były straszne czasy, w których każdy licealista musiał zaliczyć w trakcie nauki przedmiot nazywany Przysposobienie Obronne, a także stosowne ćwiczenia praktyczne w postaci takiego obozu. Polecam to rozwiązanie Panu Ministrowi Macierowiczowi. Dla jednych to była frajda, dla innych przesłanka ku budowania postaw pacyfistycznych. Ale do Włoszczowej pojechali karnie wszyscy.

REKLAMA

Wtedy właśnie zetknąłem się ze specyficzną formą obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego. Tak wtedy nazywały się obchody rocznicy, którą dziś nazywamy Chrztem Polski. Otóż, gdzieś tam w okolicy (nie pamiętam nazwy wsi) budowano szkołę - Pomnik Tysiąclecia. Ponieważ, jak to w PRL - terminy goniły, szkoła nie gotowa (brakowało rąk do pracy), to zagoniono nas do pchania taczek, noszenia cegły i mieszania wapna. Co wybitniejsi i zdolniejsi malowali ściany. Kiedy 22 lipca jakiś miejscowi dostojnicy otwierali szkołę byliśmy niezwykle dumni, a każdy dostał dyplom. Mój gdzieś zaginął w toku rewolucji, ale pamięć pozostała. Dlaczego wspominam tu, tę drobną w istocie, historię. Z dwóch powodów. Znowu czcimy okrągłą rocznicę aktu założycielskiego Państwa Polskiego, którą ograniczamy - ale to specyfika naszych czasów - do Chrztu Polski. Inaczej niż wtedy, zawężamy ją tylko do uroczystości kościelno-państwowych, co powoduje, że ze wspólnoty narodowej wykluczamy tych, którzy nie są katolikami. A oni też mają prawo cieszyć się z naszego państwa i naszej tradycji. I zawężamy ją tylko do pustej celebry. Przeciętny Polak o rocznicy nie pamięta i pamiętał nie będzie, a posłowie i senatorowie wspominać będą co najwyżej warunki hotelowe. Ta rocznica jest jakoś obok nas.

Powód drugi - nie mniej aktualny. To forma uczczenia. Przypominam akcję "Tysiąc szkół na Tysiąclecie" nie z powodu sentymentu do zamierzchłych czasów. Przypominam ją dlatego, że w każdym narodzie, w każdym państwie istnieje potrzeba symbolicznego utrwalenia wydarzeń i rocznic ważnych, mających wpływ na jego losy. Zawsze tym wydarzeniom towarzyszą potężne emocje społeczne. Można je wykorzystywać w rozmaity sposób. Jedni organizują manifestacje, inni uroczyste msze, jeszcze inni wznoszą pomniki. A jeszcze inni usiłują upamiętnić te rocznice (wydarzenia) budynkami użyteczności publicznej, które służąc ludziom, codzienne ilustrują siłę państwa i potencjał społeczeństwa. Potrzeby w tym zakresie są niezmierzone.

Na rocznicę Chrztu Polski nałożyła się szósta rocznica katastrofy pod Smoleńskiem. Czy zamiast żenującego sporu wokół popiersia Lecha Kaczyńskiego przed stołecznym urzędem nie wolelibyście Państwo uroczystości nadania kolejnej stacji metra imienia Lecha Kaczyńskiego? Czy żałowalibyście pieniędzy na Fundusz Odnowienia Wawelu, który byłby ważnym dowodem społecznego zaangażowania obywateli w uczczenie naszej historii? Czy nie warto byłoby rozważyć konieczności budowy kilkudziesięciu domów spokojnej starości, których potrzeba za kilka lat okaże się dojmująca? Nie wiem, nie znam wszystkich potrzeb naszego społeczeństwa. Myślę jedynie, że za koszty wycieczki parlamentarzystów do Poznania można by w tym mieście wybudować kawałek czegoś pożytecznego, na co mogłyby - za kilkadziesiąt lat - powołać się Wasze wnuki, jako dowód Waszej zapobiegliwości.