W stolicy trudno znaleźć znaczącego polityka. Czy ten zastój to powyborczy standard? A gdzieżby tam.

REKLAMA

Powyborczym standardem były dotąd długie nocne negocjacje między i wewnątrzpartyjne, dyskusje o tym co napisać w expose i umowie koalicyjnej i czym zadziwić świat i wyborców w pierwszych miesiącach rządzenia.

Politycy biegali jak w ukropie, dziennikarze biegali za nimi, newsy rodziły się jak grzyby po deszczu a od personalnych i politycznych spekulacji pękała głowa i zawartość serwisów. Aż nastał ten straszny rok 2011. Od wyborów minęło 10 dni. Ważkich oświadczeń i spotkań było w tym czasie tyle, że da się je policzyć na palcach jednej ręki.

Większość polityków pogrążyła się w niebycie zwłaszcza PiS, którego politycy na większość prób kontaktu odpowiadają sms-ami informującymi, że wyjechali by odpocząć. Ich można by jeszcze zrozumieć, bo rola opozycji w procesie budowania nowego rządu jest mniej niż mierna, ale żeby też rządzący?

A tu Schetyna wyjechał do ciepłych krajów, Tusk gdzieś zniknął, Kopacz odzywa się z rzadka i ostrożnie, Sikorskiego od wyborczego wieczora nie widziano, Pawlak przemyka się gdzieś chyłkiem.

Od dnia wyborów nowy-stary premier nawet jednym słowem nie zająknął się jaki ma pomysł na rządzenie przez następne cztery lata. Swoim partyjnym podwładnym powiedział tylko żeby cierpliwie czekali na to co przyniesie czas i ich przywódca. Ten polityczny bezruch rozeźlił najwyraźniej prezydenta. Bronisław Komorowski postanowił zdaje się wystąpić w roli politycznego przyspieszacza zwołał więc spotkanie na szczycie. Belweder. Punkt 14. Stawić mają się Pawlak i Tusk.