Cztery lata temu podczas kampanii wyborczej Platforma Obywatelska złożyła 10 obietnic. Koniec kadencji to czas, by sprawdzić, czy udało się je zrealizować. Dziś przyglądamy się dwóm pierwszym. W 2007 roku politycy PO mówili: "przyspieszymy i wykorzystamy wzrost gospodarczy" oraz "radykalnie podniesiemy płace dla budżetówki, zwiększymy emerytury i renty".

REKLAMA

Obiecywane w deklaracji wyborczej przyspieszenie wzrostu gospodarczego byłoby nie lada wyzwaniem nawet, gdyby świata nie dotknął kryzys. Z kryzysem było to zadanie z gatunku "mission impossible". Gdy Platforma w trzecim kwartale 2007 roku obiecywała przyspieszenie, PKB rosło o 6,5 proc. rocznie. W kolejnych kwartałach 2008 roku wzrost gospodarczy wahał się od 3,0 do 6,1 proc. W najgorszym - pierwszym kwartale 2009 - PKB sięgnął jednak rekordowo niskich ośmiu dziesiątych procent.

Gdy ruszyło kryzysowe tsunami, rządzący na tle zielonej wyspy demonstrowali radość, że PKB nie maleje. Po czteroleciu Tuska dobiliśmy do czteroprocentowego wzrostu i wszystko wskazuje na to, że w następnych latach będzie gorzej. A gdy gospodarka kuleje, powodów do radości nie mają też ci, którzy żyją na państwowym garnuszku.

Z obietnic podniesienia - zwłaszcza radykalnego - płac budżetówki zostało niewiele. Przez ostatnie lata pensje raczej zamrażano niż na nie chuchano. Powodów do niezadowolenia nie mają tylko nauczyciele - o nich zadbano bardziej niż o innych budżetowców. Także emeryci i renciści zostali potraktowani fair - mimo dziur w finansach publicznych, podwyższano im świadczenia tak, jak obiecano to w lepszych czasach. Zgodnie z przyjętą niegdyś ustawą, emerytury i renty rosły - o 5,6 proc. w 2008 roku, o 6,1 proc. w 2009, o 4,6 proc. w 2010 i o 3,1 proc. w 2011. Coroczne waloryzacje sprawiły więc, że po czterech latach każde 1000 złotych emerytury z 2007 urosło do 1200 złotych.