Albo Ziobro odda się do dyspozycji Kaczyńskiego i przestanie szkodzić partii albo nie będzie już w PiS-ie. Tak brzmiał kompromis zaproponowany przez prezesa niepokornemu europosłowi. Ten uważa, że to żaden kompromis i chcąc nie chcąc czeka aż rozstrzygnie się postępowanie dyscyplinarne w jego sprawie. W podobnej sytuacji są Jacek Kurski i Tadeusz Cymański.

REKLAMA

Mam graniczące z pewnością przekonanie, że ziobryści są już w tym miejscu, z którego nie ma powrotu tak, że raczej należy zastawiać się, kiedy i jak, a nie czy kolejny PiS-owski bunt zaowocuje partyjnym podziałem. Ziobryści próbują jeszcze co prawda walczyć - doprowadzić do zwołania Rady politycznej PiS i uczynić ją polem decydującej bitwy, ale ich scenariusz może stać się lada dzień nieaktualny.

Egzekucyjny zegar już tyka, rzecznik partyjnej dyscypliny już wzywa ziobrystów na przesłuchanie i jeszcze w tym tygodniu może dojść do ich wyrzucenia. A wtedy Ziobro, Kurski, Cymański, Kempa, Mularczyk et consortes zaczną budować nową partię, o szansach której trudno dziś cokolwiek powiedzieć.

A cień tego, co dzieje się w PiS-ie skutecznie okrywa proces tworzenia nowego rządu i premierowskiego expose. Tu skazani jesteśmy na domysły i plotki, bo faktów póki co nie ma. Wedle różnych pogłosek, nowe polityczne rozdanie będzie miało więcej wspólnego z przesuwaniem figur na szachownicy niż z sięgnięciem po nowe postaci. Ale tak jak w PiS-ie, tak i w rządzie, wszystko rozgrywa się w głowie lidera, a jedno jego słowo może zmienić plotki w fakty albo bzdury.