Mówienie o straconej szansie na to, by Andrzej Ananicz został wysokim przedstawicielem Unii Europejskiej w Afganistanie - jest być może przesadą w wykonaniu nieprzychylnego Sikorskiemu polityka. Być może Polska nie miała na to stanowisko szans. Chętniej jednak informację o tym usłyszałbym od samego ministra, zapewniającego, że mimo to starał się je zdobyć.

REKLAMA

Od kilku tygodni politycy UE obmyślają kształt i obsadę wspólnej dla całej Unii służby zagranicznej. Zaczęło się na początku marca, od nieformalnego spotkania ministrów spraw zagranicznych państw Unii w hiszpańskiej Kordobie. Stawiło się na nim 24 na 27 ministrów. Polskę reprezentował ambasador. Kolejne spotkanie - z Catherine Ashton - odbyło się w ostatni weekend. Też bez nas, bo szef polskiej dyplomacji jest zajęty prawyborami.

Decyzje tymczasem zapadają. Omawia się je właśnie na nieformalnych spotkaniach, których znaczenie publicznie kwestionuje Radek Sikorski. Swoją drogą, ciekawe, jak słowa o "nieważnych spotkaniach" odbierają ich uczestnicy...

Można się spodziewać, że chwilowo odłożone obowiązki ministra spraw zagranicznych zostaną przez Radka Sikorskiego podjęte natychmiast po przegraniu przez niego prawyborów w Platformie. Wiele wskazuje na to, że tak właśnie będzie. Być może nawet Sikorskiemu uda się nadrobić stracony czas i wytłumaczyć kolegom - ministrom państw UE - że nie chciał umniejszać znaczenia ich spotkań, a tylko tak mu się wypsnęło. Może.

Co jednak będzie z polskim udziałem w tworzeniu europejskiego korpusu dyplomatycznego i szeregiem innych spraw - jeśli Sikorski prawybory wygra? Skoro nawet wewnętrzna kampania na użytek 40 tysięcy członków PO pochłania go tak bardzo, że wszystko inne traci na znaczeniu?

Jeśli Sikorski wygra, oczywiste będzie oczekiwanie, że na czas kampanii prezydenckiej zawiesi urzędowanie jako minister. Jeśli tego nie zrobi, polska dyplomacja stanie się jeszcze bardziej pasywna niż dziś. Jeśli zaś to zrobi - zastąpi go ktoś, kto będzie musiał wejść w jego buty i podjąć zaniechane z powodu kampanii działania. A to potrwa. Prawdopodobnie tak długo, że Polska nic już nie "ugra" w sprawie wspólnej służby zagranicznej UE.

Decyzje w Europie zapadają, prawybory w Platformie trwają.

Szkoda, że jedno z drugim łączy akurat osoba szefa MSZ.