Komorowski swoją wypowiedzią o zagrożeniu krajobrazu eksploatacją gazu łupkowego podał na tacy argumenty radykalnym ekologom, brukselskim urzędnikom, a co najgorsze - samej Rosji, która chce utrzymać zależność gazową Polski. Uprawomocnił argument, który do tej pory był wyłącznie używany przez Gazprom.

REKLAMA

Teraz argument ekologiczny podsycany przez Moskwę może stać się głównym orężem w rękach przeciwników wydobycia gazu łupkowego w Polsce. Argument ten chętnie podchwycą ekolodzy i ich lobby w europejskich instytucjach. Słowa Komorowskiego to także cios dla starań szefa polskiej dyplomacji. Zaledwie dwa dni przed "gazową" gafą Komorowskiego Radosław Sikorski przekonywał Catherine Ashton na spotkaniu w wąskim gronie, by Unia nie przeszkodziła inwestycjom w gaz łupkowy - wyśrubowanymi normami ochrony środowiska. Miał nawet mówić o "głupich unijnych regulacjach".

Jeden z eurodeputowanych PO przekonywał mnie wówczas, że lepiej w ogóle nie wspominać o problemie ekologicznym w kontekście gazu łupkowego, by nie "wywołać wilka z lasu". Dwa dni później kandydat na prezydenta z PO nie tylko wilka wywołał, ale dał mu niezłą wyżerkę. Osłabił także działania tych polskich eurodeputowanych (zarówno PiS jak i PO), którzy zabiegają w Brukseli o solidarność energetyczną i bezpieczeństwo gazowe Polski.

Nie dziwi mnie więc ich zażenowanie i oburzenie. Jeden z ważnych europosłów PO mówił mi, że wypowiedź Komorowskiego jest tym groźniejsza, że uderza w strategiczne interesy Polski. Konrad Szymański z PiS zarzucił Komorowskiemu, że mówi słowami Gazpromu. Wszyscy w Brukseli, włącznie ze mną zastanawiają się: dlaczego kandydat na prezydenta wypowiada się w stylu radykalnych działaczy ekologicznych i de facto w interesie Rosji?