Przyjazd wiceszefa Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa 9 kwietnia do Warszawy, to bardzo dobry sygnał. „To znak, że rozmowy w sprawie praworządności idą w dobrym kierunku” – słyszę w Brukseli. Już kilka tygodni temu jeden z urzędników KE mówił mi, że Timmemrans pojedzie do Warszawy tylko wtedy, gdy będzie miał po co, to znaczy, gdy będzie jakiś konkret i będzie można dokonać jakiś postępów w kwestii praworządności. Skoro w końcu jedzie – to znaczy, że będzie postęp.

REKLAMA

Timmermans będzie przyjęty w Polsce z należytym szacunkiem. Spotka się z premierem, co będzie podkreślało zmianę nastawienia rządu premiera Morawieckiego także do jego osoby. Za poprzedniej ekipy, szef dyplomacji Witold Waszczykowski nie chciał się z nim spotykać, wskazując, że jego odpowiednikiem jest wiceszef MSZ Konrad Szymanski.

Timmermans ma sympatię do Polski

Poprawa relacji z Timmermansem, to też ważny aspekt prowadzonego dialogu. Timmermans został niepotrzebnie osobiście zraniony, tym bardziej, że ma on wiele sympatii do Polski. Timmermans ma polskich przyjaciół w Holandii i jest w radzie powstającego w Bredzie Centrum pamięci gen. Maczka. Kontynuuje więc tradycję swojego ojca, który jako mały chłopiec stał się ulubieńcem stacjonujących w Holandii żołnierzy Pierwszej Brygady Pancernej.

Timmermans z pewnością oceni poprawki do ustaw sądowych, które są ustępstwami rządu wobec KE. Niewykluczone, że odbędą się jeszcze jakieś targi. Stawką tych rozmów jest pozycja Polski w UE.

Warszawa chce rozmawiać z Komisją

Poprawa relacji z KE to dla Polski "czysty zysk" zwłaszcza przed negocjacjami budżetowymi. To KE jest orędownikiem bardziej hojnego budżetu UE. Zdjęcie z Polski odium kraju "niepraworządnego" osłabi dążenia w UE do warunkowania budżetu praworządnością. To także wzmocnienie pozycji Polski w przyszłych negocjacjach w sprawie stanowisk w unijnych instytucjach.

Warszawa wyraźnie jest otwarta na dalsze kroki w kierunku Komisji. Dawał to do zrozumienia zarówno premier Morawiecki oraz szef polskiej dyplomacji. Wydaje się możliwe odebranie przez prezydenta przysięgi od trzech sędziów wybranych za poprzedniej kadencji Sejmu. Możliwe jest także wycofanie się z tzw. skargi nadzwyczajnej.

Gdy pytałam podczas konferencji prasowej po szczycie UE 23 marca o możliwość wycofania się ze skargi - premier nie zaprzeczył. Co do innych ewentualnych dezyderatów, postulatów, to trudno mi się wypowiadać, bo to bardziej jest pytanie do Komisji Europejskiej - mówił.

Z moich informacji wynika, że Bruksela uważa, że skarga nadzwyczajna "wprowadza niepewność prawną". Jak ustaliłam, zgadzają się z taką oceną także osoby zaangażowane w dialog z KE po stronie rządowej. A to by świadczyło, że Polska może i tu ustąpić. Skarga nadzwyczajna była propozycją prezydenta. "Prezydent bardzo wspiera nowe otwarcie z Komisją" - zapewnia mnie jeden z polityków PiS w Warszawie.

Timmermans musi przygotować wycofanie się z artykułu 7

Jak ustaliłam, to właśnie to rozwiązanie prawne miało zadecydować (przeważyć) gdy kolegium komisarzy w grudniu 2017 podejmowało decyzję o uruchomieniu procedury art.7 wobec Polski. Dlatego wycofanie się z tego rozwiązania - mogłoby ostatecznie zakończyć spór z Komisją w kwestii praworządności.

Nie sądzę, żeby Timmermans już podczas tej wizyty zapowiedział wycofanie z Rady UE artykułu 7 Traktatu UE. Taką decyzję musi przygotować. Jednak ta wizyta może być kluczowa dla podjęcia takiej decyzji, już na przykład w drugiej połowie kwietnia. Wcześniej Sejm powinien przyjąć proponowane 22 marca poprawki. Świetną okazją do takiego ruchu byłoby posiedzenie Rady UE ds. Ogólnych 17 kwietnia (spotkanie ministrów UE na szczeblu ministrów ds. europejskich). Timmermans sam zapowiedział (jeszcze zanim posłowie PiS przedstawili propozycję nowelizacji), że wróci do tematu praworządności w Polsce na radzie w kwietniu.

(ag)