Możemy otrzymać nawet o połowę mniej funduszy w kolejnym budżecie UE. Ryzyko, że te środki, które do nas trafią, zostaną uwarunkowane przestrzeganiem prawa jest bardzo poważne. Rząd powinien dogadać się z Komisją Europejską zamiast obrażać ją na każdym kroku.

REKLAMA

Ryzyko mniejszych pieniędzy dla Polski w kolejnym budżecie UE jest ogromne. O uzależnieniu funduszy strukturalnych od przestrzegania reguł praworządności mówiła już publicznie komisarz ds. sprawiedliwości, Vera Jurova. Czeska komisarz nawet lobbuje za takim podejściem do przyszłych pieniędzy z unijnego budżetu.

Stanowisko to popiera wielu komisarzy, a to właśnie KE przygotuje projekt budżetu (wbrew mniemaniu niektórych polityków w Polsce akurat Frans Timmermans wcale nie jest za tym pomysłem!). Koncepcję tę wspierają natomiast Niemcy, Włosi a także Francuzi. Na razie wypuszczając do mediów dokumenty i mówiąc o tym na spotkaniach w zamkniętym gronie.

Nie ma na razie żadnej ani grupy roboczej, ani task force'u czy nawet teamu, który by to koordynował czy zaczynał pracę w tym kierunku w KE - mówi mi urzędnik w KE. Bruksela i niektóre stolice UE są jednak rozczarowane faktem, że Polska czy Węgry otwarcie łamią zasady państwa prawa, a procedura dot. praworządności, która toczy się wobec Polski nie przynosi żadnych rezultatów.

Uwarunkowanie przyszłego budżetu przestrzeganiem prawa to na razie tylko "nawoływanie do opamiętania się" i "studzenie dalszych reformatorskich zapędów polskiego rządu" - wyjaśnił mi jeden z rozmówców w KE. W Brukseli oraz niektórych państwach UE panuje jednak przekonanie, że potrzebne są silniejsze i faktyczne formy nacisku na państwo członkowskie, które lamie zasady państwa prawa.

Jeżeli nic się nie zmieni w Polsce w kwestii sądownictwa czy Trybunału Konstytucyjnego to prawdopodobnie Polska otrzyma w przyszłości mniej pieniędzy. Sądzę, że może to być nawet mniej niż połowa obecnych funduszy - uważa jeden z wysokich rangą urzędników KE.

Szef KE Jean-Claude Juncker miał powiedzieć już kilka tygodni temu, że "w takiej sytuacji (tj. nałożonej na Polskę procedury praworządności) nie będzie chodzić do państw członkowskich za pieniędzmi dla Polski".

Paraliż na linii Warszawa-Bruksela nie ułatwi także polskiej dyplomacji starań o hojniejszy budżet. Jeżeli sytuacja paraliżu przedłuży się o kolejne pół roku (wtedy pojawi się pierwszy projekt kolejnego budżetu) - polskie władze będą miały związane ręce. Polska pozycja negocjacyjna będzie bardzo osłabiona. Kto więc będzie lobbował za pieniędzmi dla polskich samorządów na drogi czy oczyszczalnie ścieków? Trudno będzie to robić mając na karku odium kraju łamiącego zasady praworządności. Kraje UE, zwłaszcza tzw. płatnicy netto, wykorzystają ten argument w całej rozciągłości. Dlatego w interesie Polski jest rozpoczęcie rozmów z Komisją Europejską, poszukanie możliwego wyjścia z twarzą i zakończenie sporu o Trybunał Konstytucyjny i sądownictwo. Trzeba także bardzo intensywnie pracować nad wykorzystaniem obecnych funduszy. Już słychać w KE, że pomimo zapewnień rządu, że wydatkowanie funduszy ruszyło z kopyta, nikt za bardzo w to nie wierzy. Rachunków przedstawianych do certyfikacji jest nadal bardzo mało, a niewykorzystanie pieniędzy będzie kolejnym argumentem za mniejszą sumą dla Polski w nowej perspektywie finansowej. Unijne kraje będą szukać takich argumentów, choćby dlatego, że w ogóle pieniędzy będzie mniej (nie będzie już wpłat z Wielkiej Brytanii, a kraje strefy euro będą chciały stworzyć własny budżet).