Nie, Polska raczej ocaliła Unię od nieodwracalnego podziału na Wschód i Zachód. Oceniliśmy właściwie nasze interesy. Wyłamaliśmy się, gdy okazało się, że za uporem nic stoi. Zgoda dzisiaj na te 5-7 tys. uchodźców może nam raczej ułatwić przyszłą walkę o to, żeby także kolejne "rzuty" uchodźców nie odbywały się na zasadzie narzuconych kwot.

REKLAMA

Z moich informacji wynika, że Słowacja i Czechy nadal się upierają, gotowe są polec i dać się przegłosować. Nie zajmują jednak konstruktywnego stanowiska, o nic specjalnie nie walczą, tylko mówią "nie", albo w ogóle się nie odzywają. "Słowak nam nawet nie patrzy w oczy" - powiedział mi jeden z dyplomatów, który bierze udział w negocjacjach. Węgry są bardziej gotowe do kompromisu. Nie wiadomo jednak, jak w ostateczności będą głosować.

Wszystko wskazuje na to, że Polska prawdopodobnie zgodzi się na propozycje Luksemburga, o których pisałam jako pierwsza. Wykruszamy się jendak dopiero teraz. Poparliśmy przecież Słowację i Czechy na ostatnim spotkaniu ministrów spraw wewnętrznych tydzień temu. Od tamtej pory Luksemburg, który przewodniczy pracom UE, wysunął szereg propozycji, które wychodziły nam naprzeciw. Chodzi między innymi o odstąpienie od automatyzmu przydzielania kwot czy dodatkowe zabezpieczenia na wypadek fali migracyjnej na naszej wschodniej granicy. W tych negocjacjach mały, dalej położony Luksemburg o wiele lepiej rozumiał nasze niepokoje niż sąsiadujące z nami Niemcy. Luksemburg dosyć skutecznie godził interesy Warszawy i Berlina. Wyraźnie temu bardzo proeuropejskiemu państwu zależało na tym, aby Polska została po stronie Zachodu, żeby poprzez głosowanie (które cała Grupa Wyszehradzka by przegrała) nie doprowadzić do pogłębienia się podziału na Wschód i Zachód Europy. Teraz, nawet jeżeli Słowacja czy Czechy się sprzeciwią, trudno jednak będzie mówić o "niewdzięcznym Wschodzie Europy".

A poza tym zawsze to Słowacja czy Węgry zostawiały nas na lodzie - czy w sprawach budżetowych czy nawet jeszcze podczas negocjacji członkowskich. A za upór zapłacilibyśmy w innych dziedzinach - w polityce energetycznej czy przy okazji rewizji unijnego budżetu. Tym, którzy będą zarzucać Warszawie brak solidarności z Grupą Wyszehradzką przypomnę, że Polska prawie nigdy nie mogła liczyć na solidarność Pragi, Budapesztu czy Bratysławy. Prawie zawsze zostawiali na lodzie i wykorzystywali tam, gdzie było im to na rękę. Nie mieliśmy poparcia w czasie negocjacji o unijny budżet, nie było go zresztą od samego początku negocjacji w sprawie wejścia do UE. Wszystkie te małe kraje chciały wejść do UE przed Polską i bruździły nam za plecami oskarżając nas - duży kraj - że opóźniamy cały proces wchodzenia do UE.

Trzeba w końcu powiedzieć, że Grupa Wyszehradzka to twór sztuczny, przestarzały, który można odesłać do lamusa. Na koniec trzeba sobie także zdawać sprawę , ile by nas kosztował ten upór. Zapłacilibyśmy w wielu dziedzinach, w których chcielibyśmy poparcia innych krajów Zachodu. A w najbliższym czasie decydować się będą ważne kwestie związane z polityką klimatyczną, energetyczną. Będzie także rewizja unijnego budżetu. Już w najbliższych miesiącach negocjować trzeba będzie także konkretne zapisy dotyczące propozycji stałego mechanizmu dystrybucji uchodźców, a to będzie decyzja na najbliższe lata. Warto się skupić na tym, a nie na doraźnej liczbie uchodźców.