Premier Szydło pręży muskuły w kraju, mówiąc o warunkach, od których uzależnia podpisanie Deklaracji Rzymskiej, ale tekst tego dokumentu uzgodniono w Brukseli - przy udziale Warszawy - już na początku tygodnia... Już wtedy więc Polska dała swoją wstępną zgodę na treść Deklaracji.

REKLAMA

Deklaracja Rzymska ma zostać uroczyście podpisana jutro w stolicy Włoch z okazji 60-lecia przyjęcia Traktatów Rzymskich, które dały początek integracji europejskiej. Jeszcze wczoraj jednak premier Beta Szydło zapowiadała, że jeżeli cztery polskie warunki nie zostaną spełnione, to dokumentu nie podpisze. Te warunki to: jedność Unii Europejskiej, obrona ścisłej współpracy z NATO, wzmocnienie roli parlamentów narodowych i wreszcie zasady wspólnego rynku, które mają nie dzielić, a łączyć.

Dyplomaci w Brukseli odczytują zapowiedzi Beaty Szydło jako słowa wypowiadane na potrzeby krajowe. Nie spodziewają się polskiego "nie".

Rozumiem, że chodzi o stworzenie w Polsce wrażenia, że jest jakaś walka, a potem jest sukces - mówi unijny dyplomata, komentując słowa polskiej premier.

Deklaracja jest uzgodniona. Nikt nie zamierza już zmienić ani słowa, nie planuje się nawet dodatkowych spotkań w tej sprawie. Dzisiaj z pewnością rozpocznie się drukowanie tekstu... A jutro nie ma nawet czasu na dyskusję.

Obecnie więcej uwagi przykłada się do problemów, które stwarza Grecja, ale i tu panuje przekonane, że Ateny ustąpią.

Rzecznik Komisji Europejskiej Margaritis Schinas pozwolił sobie nawet na stwierdzenie, że "Deklaracja Rzymska zostanie przez wszystkich przywódców podpisana". Dopytywany później o Polskę wyjaśnił, że wyrażał "ufność", że Deklarację wszyscy podpiszą.

Jeden z dyplomatów przypomniał zaś, że Szydło już drugiego dnia szczytu "z Tuskiem w roli głównej" dała do zrozumienia, że nie będzie robić kłopotów przy Deklaracji Rzymskiej. Inny z dyplomatów zauważył, że polski ambasador w Brukseli uczestniczył w przygotowywaniu Deklaracji i wprowadzał polskie poprawki. Jak ustaliłam, poprawki te pokrywają się z "warunkami", o których mówiła premier Szydło. Najistotniejsze było osłabienie zapisu o Unii wielu prędkości. Reszta polskich postulatów była zaś w zasadzie... wyważaniem otwartych drzwi.

Potwierdzenie niepodzielności Wspólnoty.

Jest, chociaż Unia wielu prędkości także pozostaje jako możliwa opcja. Polsce udało się nieco osłabić pierwotny zapis, ale nie udało się wykreślić koncepcji lansowanej ostatnio przez kwartet wersalski: Francję, Niemcy, Włochy i Hiszpanię (a popierany przez innych, np. Belgię czy Luksemburg). Zapis brzmi: Będziemy działać wspólnie w różnym tempie i z różną intensywnością, kiedy to potrzebne, ale idąc w tym samym kierunku, tak jak robiliśmy to w przeszłości w zgodzie z Traktatami UE i pozostawiając otwarte drzwi dla tych, którzy chcą dołączyć później.

Obrona ścisłej współpracy z NATO.

Jest, chociaż to właśnie wyważanie otwartych drzwi. W dokumencie jest mowa o wzmacnianiu wspólnej obrony - we współpracy i uzupełniając NATO. Nikt obecnie nie chce wzmacniać europejskiej obrony w opozycji do NATO - raczej dominują obawy, że to USA nie traktują Sojuszu zbyt poważnie.

Wzmocnienie roli parlamentów narodowych.

Jest mowa o współpracy z parlamentami narodowymi, ale to także nic nowego, bo nic się pod tym względem nie zmieni. Parlamenty narodowe nie będą - jak chcieliby niektórzy w Warszawie - kontrolować Parlamentu Europejskiego i innych unijnych instytucji. Do jakiejkolwiek zmiany w funkcjonowaniu Unii potrzeba zmiany Traktatu UE, a to obecnie jest wykluczone.

I wreszcie: zasady wspólnego rynku, które mają nie dzielić, a łączyć.

Tutaj wszyscy się zgadzają, chociaż każdy może rozumieć to po swojemu.

Premier Szydło mogła więc ogłosić sukces już na początku tygodnia. Cztery warunki, o których mówiła, znajdują odbicie w tekście Deklaracji wynegocjowanym już na poziomie ambasadorów UE.

Udając natomiast publicznie, że coś jeszcze chce ugrać i że teraz stawia warunki, Szydło sprawia niestety wrażenie, że Polska jest nieprzewidywalna.