Czy za kontrowersyjną postawę rządu Beaty Szydło ws. reelekcji Donalda Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej zapłacimy także finansowo?

Czy za kontrowersyjną postawę rządu Beaty Szydło ws. reelekcji Donalda Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej zapłacimy także finansowo?
Po lewej: prezydent Francji Francois Hollande i kanclerz Niemiec Angela Merkel, po prawej: polska premier Beata Szydło rozmawia z premierem Danii Larsem Lokke Rasmussenem /OLIVIER HOSLET/POOL /PAP/EPA

Jak twierdzą unijni dyplomaci, gdy polska premier - tłumacząc brak zgody na wnioski końcowe szczytu UE w Brukseli - mówiła, że "mamy swoje zasady", prezydent Francji Francois Hollande miał stwierdzić: Wy macie zasady, my mamy fundusze strukturalne.

To bez wątpienia uwaga skandaliczna i arogancka. Pokazuje, jak myśli tzw. stara Europa, której wydaje się, że biedniejszy ma mniej do powiedzenia. Nie można się na to zgadzać, ale nie są to wypowiedzi antypolskie. Tego typu łączenie funduszy z oczekiwaną uległością istniało od dawna.

Pamiętam, jak w przeszłości Niemcy strofowały niepokorną Hiszpanię, przypominając jej na każdym kroku, że to za pieniądze Berlina buduje u siebie autostrady.

Teraz żadnego zagrożenia dla naszych funduszy strukturalnych nie ma, bo są przyznane do 2020 roku. Jednak przy negocjacjach nad kolejnym budżetem te kwestie z pewnością wrócą.

Z drugiej strony, pieniędzy i tak będzie mniej, bo z Unii wyjdzie Wielka Brytania, która w tej chwili sporo wpłaca do unijnej kasy, jest kryzys, są wydatki na migrację.

Nie sądzę, by kontrowersyjne zachowanie polskiego rządu ws. reelekcji Tuska miało decydujący wpływ na fundusze dla naszego kraju.