Od 1 lipca, gdy Polska obejmie przewodnictwo w UE, premierowi Tuskowi grozi rozdwojenie jaźni w sprawie redukcji emisji CO2. A to może być zagrożeniem dla sukcesu polskiej prezydencji.

Tusk chce być - jak zapowiedział w Brukseli - "przeciwko całej Unii", dopóki ta nie zrozumie, że dla polskiego przemysłu dalsza redukcja emisji CO 2 to katastrofa. Do końca czerwca rząd powinien pozwać Komisję Europejską do unijnego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie niekorzystnego dla naszego kraju przydziału limitów na emisję szkodliwych gazów. Jednak gdy 1 lipca Polska obejmie przewodnictwo w Unii, to szef polskiego rządu jako szef prezydencji będzie musiał prezentować stanowisko Unii - sprzeczne z naszym. A w Unii narasta przekonanie, że trzeba być bardziej ambitnym i redukować emisję dwutlenku węgla mocniej i szybciej.

Apogeum tego rozdwojenia jaźni nastąpi pod koniec roku tuż przed ONZ-owską konferencją klimatyczną w Durbanie. Bruksela będzie oczekiwać od Polski, że Warszawa na spotkaniach będzie przedstawiać ambitne plany redukcyjne. Szefem polskiej delegacji w Durbanie (sesje przygotowawcze) będzie minister środowiska Andrzej Kraszewski - ten sam, który na ostatniej radzie ministrów środowiska zgłosił votum separatum wobec unijnych planów zwiększania redukcji CO2.

Na wsparcie Komisji Europejskiej też nie ma co liczyć. Jeden z wysokich rangą urzędników powiedział mi, że Komisja Europejska tuż przed konferencją w Durbanie opublikuje propozycję redukcji emisji CO2 o 30 proc. do 2020 roku - a jak zapewniał Kraszewski, unijna komisarz ds. klimatu obiecywała mu, że tego nie zrobi. To oznacza, że takiej propozycji trzeba będzie bronić w Durbanie.

Problemem będzie także szykująca się w związku ze stanowiskiem Polski ostra kampania Zielonych i organizacji ekologicznych. Będą one wywierać naciski i próbować doprowadzić do izolacji naszego kraju w Unii.