Unia Europejska porozumiała się w sprawie nowych przepisów dotyczących pracowników delegowanych czyli takich, którzy w ramach umowy o pracę wyjeżdżają tymczasowo za granicę. Polska ustąpiła. Wcześniej Warszawa należała obok Wielkiej Brytanii do krajów, które były przeciwne wprowadzaniu nowych przepisów.

Polscy negocjatorzy uznali jednak, że lepiej, żeby do porozumienia doszło teraz niż dopiero po wyborach do europarlamentu do którego wejdzie prawdopodobnie wielu eurosceptyków. Mogliby oni wprowadzić jeszcze większe ograniczenia dla naszych pracowników. Również takie, które wykluczyłyby nas z zachodnich rynków pracy.

Jest wiele takich ocen, które mówią, że w przyszłym europarlamencie czy w przyszłym kształcie instytucji europejskich, głosy kwestionujące co do zasady instytucje delegowania pracowników mogą być silniejsze niż są teraz - tłumaczy zmianę stanowiska wiceminister pracy Radosław Mleczko.

Polskie firmy delegujące pracowników do Francji czy Belgii nie mają jednak powodów do zadowolenia. Triumfuje za to Francja. Nowe przepisy, zaostrzają wymogi, jakie będą musieli spełniać pracownicy, wprowadzą też wiele biurokratycznych utrudnień.

Polskie firmy od początku obawiały się, że nowe zasady podniosą koszty wysyłania pracowników za granicę a więc Polacy nie będą już tak konkurencyjni. Punktem, wokół którego toczył się najbardziej zażarty spór między krajami UE, była propozycja wprowadzenia tzw. solidarnej odpowiedzialności.

Chodzi o to, by za niewywiązywanie się z obowiązków wobec pracowników delegowanych przez podwykonawcę był odpowiedzialny także główny wykonawca. Ostatecznie zdecydowano, że "odpowiedzialność solidarna" będzie obowiązywała wyłącznie w sektorze budownictwa.

Za granicą pracuje ćwierć miliona Polaków.

ug