Dzisiaj wchodzi w życie tzw. trzeci pakiet energetyczny, wywalczony przez polskich eurodeputowanych, którzy chcieli uniezależnić Polskę od Rosji. Polska nie tylko go jeszcze nie wdrożyła, ale Bruksela nie może się nawet doprosić od polskich władz podania daty kiedy to nastąpi. Jesteśmy w ogonie zapóźnionych krajów mimo, że bezpieczeństwo energetyczne to rzekomo priorytet naszego przewodnictwa w UE.

Rząd się nie spieszy, chociaż nowe przepisy mają zlikwidować monopol Gazpromu i doprowadzić do potanienia energii nawet o 400 złotych rocznie na każdego prywatnego użytkownika.

Mimo że pakiet wchodzi w życie już dzisiaj, żaden z krajów Unii nie jest gotowy. Jednak wszystkie państwa zgłosiły terminy. Albo wdrożą prawo w ciągu najbliższych tygodni jak Czechy, albo do lata jak np. Niemcy, albo jesienią jak Litwa czy Rumunia.

Komisarz ds. energii Gunter Oettinger zapowiedział, że jesienią państwa, które nadal nie wdrożyły pakietu energetycznego, zostaną pozwane do Trybunału Sprawiedliwości.

Dla Polski byłaby to niesłychana kompromitacja. Zbiór tych przepisów powstał przecież z inicjatywy polskich eurodeputowanych, po tym jak Rosja dwukrotnie zakręciła kurek z gazem. Nasz rząd powinien więc być w czołówce krajów przyjmujących te przepisy.

Jest jednak inaczej. Jak się dowiedziałam, Ministerstwo Gospodarki kierowane przez Waldemara Pawlaka zasypało w ostatnich dniach Komisję szczegółowymi pytaniami. W opinii urzędników świadczy to o tym, że z przygotowaniem do transpozycji unijnego pakietu władze są bardzo daleko.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że jedynym, który na tym korzysta jest… Gazprom. Przecież nie bez powodu premier Putin starł się w zeszłym tygodniu z szefem Komisji Europejskiej. Putinowi trzeci pakiet energetyczny stanął ością w gardle. Skrytykował go i groził wzrostem cen energii jeżeli zostanie przyjęty. Barosso wówczas twardo odpowiedział, że klamka zapadała, bo uzgodniły go już wszystkie kraje Unii. Nie przewidział, że polskie władze zapomną o swoich zobowiązaniach...

---

Komisja bardzo mocno nas naciska, żebyśmy odblokowali dostęp do rynku gazu poprzez rezygnację z obowiązku gromadzenia zapasów. Taka decyzja oznacza, że spółki produkujące gaz mogą tu wchodzić bez trzymanki, bez żadnych ograniczeń i nad tym rozwiązaniem pracujemy. Dyskutujemy ten projekt już dość długo. Od woli pana premiera, a przede wszystkim ministra Sikorskiego zależy, czy kiwnie głową, że już przestaje blokować ten proces - powiedział Waldemar Pawlak w rozmowie z Krzysztofem Berendą.