Zagraniczni dyplomaci, z którymi rozmawiałam nie zaprzeczali, że Polska odniosła na unijnym szczycie sukces, grzebiąc pomysł obowiązkowej relokacji uchodźców. Polska postawiła na swoim: jest to sukces narodowy, ale w pewnym sensie egoistyczny. Uwzględnia tylko nasz interes, a mówiąc wprost i dokładniej – nasze obawy: przed zalaniem kraju wyznawcami islamu. Przed powstaniem w Polsce gett na wzór tych, które istnieją choćby w Belgii w brukselskiej dzielnicy Molenbeek. Przed nieudaną integracją, której symbolem są tego typu dzielnice.

Polska na szczycie walczyła o "dobrowolność". To słowo stało się hasłem czy nawet symbolem szczytu. Polska za rządów PiS nigdy jednak nie powiedziała, że jest przeciwko relokacji jako takiej. Nie zgadzała się jedynie z jej forsowaniem i wręcz obsesyjnym wymuszaniem (w czym prym wiodły Berlin i Komisja Europejska).

Gdy teraz odnieśliśmy sukces, gdy pokazaliśmy, że potrafimy obronić własne stanowisko - powinniśmy pokazać, ze słowo "dobrowolność" nie  znaczy "nie bo nie", że słowo "dobrowolność" składa się ze słowa "dobro" i "wolności", z czynienia dobra w wolności. 

Prawdziwy sukces Polski będzie wtedy, gdy dobrowolnie przyjmie kilkuset uchodźców uciekających przed bombami czy czystkami etnicznymi. Prawdziwy sukces będzie wtedy, gdy Polska okaże się krajem na tyle silnym, że będzie potrafiła obronić swoje stanowisko nie tylko na forum UE, ale także wewnętrznie. Będzie ją stać na okazanie innym serca, miłosierdzia i solidarności.

Wiem, ze jeszcze za rządu premier Beaty Szydło, ale także już w czasach premiera Morawieckiego sondowano wewnętrznie możliwość przyjęcia pewnej ograniczonej liczby uchodźców (korytarze humanitarne, sieroty). Za każdym razem napotykano na wewnętrzny opór "twardego elektoratu" i za każdym razem cofano się. Także teraz, gdy zapytałam na szczycie premiera Morawieckiego, czy po zwycięstwie słowa "dobrowolność" Polska przyjęłaby w razie wielkiego kryzysu dobrowolnie jakąś grupę uchodźców, premier wymigał się od odpowiedzi. Stwierdził, że nie było to tematem rozmów. 

Rozumiem, że szczyt nie był dobrym momentem na tego typu deklarację. Osobiście na nią liczę, chociaż wielu realistów mówi mi, że przed wyborami (a więc w najbliższych latach) nie ma na to szans. Dopiero jednak wtedy powtórzę za premierem, że to jest "gigantyczny" sukces. Na razie jest najwyżej zwyczajny. Na przymiotnik nasz rząd musi jeszcze zapracować. Zacząć powinien od zmiany języka, jakim się posługuje mówiąc o uchodźcach. Potem musi wykonać ogromną pracę edukacyjną, by kalekie dziecko z Syrii budziło w Polakach współczucie, a nie strach.