Plotki i ploteczki docierają do mnie na samym końcu. Niestety, o wszystkim dowiaduję na samym końcu. Podobno czytam nie te pisma, co należy... Tak i tym razem, dopiero teraz dowiedziałam się, że minister Michał Boni niedawno wziął ślub z zatrudnioną w Brukseli u komisarza ds. regionalnych urzędniczką.

Podobno wszyscy o tym wiedzieli, a niektórzy nawet widzieli młodą parę: a to w brukselskiej restauracji a to w kawiarni...  Gdy w końcu i do mnie dotarła informacja, przemknęła mi przez głowę myśl, że może nowe szczęście ministra ma związek z ostatnio "częstymi" (służbowymi!) wizytami ministra w Brukseli. Michał Boni jest chyba ostatnio najczęściej goszczącym w Brukseli ministrem rządu Donalda Tuska.

Minister spotkał się z polskimi korespondentami w zeszłym tygodniu, w poniedziałek, z okazji rozmów z komisarz Kroes. A dzisiaj jest piątek i znowu się spotykamy! Tym razem minister jest w Brukseli z okazji imprezy o nazwie: "Śniadanie z Rzeczpospolitą", która odbyła się w polskiej ambasadzie przy UE. Przybyli na nią także niektórzy polscy wydawcy, bo chodzi o podatek nakładany na e-wydawnictwa.

Nie mogąc odpędzić natrętnej myśli o częstych wyjazdach ministra do Brukseli pytam, czy w spotkaniu brał udział ktoś spoza Polski, np. zagraniczny eurodeputowany, albo  ktoś z Komisji Europejskiej. "Nie, nie - zapewnia Boni - spotkaliśmy się tylko w naszym gronie, planując działania na forum europejskim". "A więc po co to spotkanie w Brukseli, skoro wszyscy panowie jesteście z Warszawy i mogliście się spotkać w stolicy?" - drążę uparcie. "Nie rozumiem pytania pani redaktor" - mówi minister czerwieniąc się lekko, z wyraźną irytacją w głosie. "Jestem akurat tutaj służbo w różnych sprawach. Skoro jest dzisiaj możliwość spotkania tutaj, to nie widzę powodów, żeby się ono nie odbyło. Szukaliśmy odpowiedniego terminu w dosyć napiętych kalendarzach nas wszystkich i okazało się, że pan ambasador może nas tutaj ugościć. Uważam, że nie ma w tym nic złego". Innymi słowy wszystkie drogi prowadzą do... Brukseli.