Rumunii i Bułgarzy na celowniku w Holandii. W zeszłym roku to Polacy byli obiektem zmasowanych ataków ze strony ksenofobicznej partii Geerta Wildersa, teraz miejsce Polaków zajęli Rumunii i Bułgarzy.

Wilders zamówił badanie opinii publicznej, z którego wynika, że przeważająca większość Holendrów nie chce otwarcia granic dla Bułgarów i Rumunów. W Holandii zupełnie bezkrytycznie przyjęto wyniki badań biura Maurice de Hond zrobionych na zamówienie Wildersa. Wynika z nich, że 81 procent Holendrów nie chce otwarcia granic dla pracowników z Rumunii i Bułgarii, a 73 procent uważa, że gdy to nastąpi będzie więcej kradzieży i rozbojów.

Przy okazji znowu przypomina się o skargach składanych na Polaków na kontrowersyjnym portalu Wildersa. Ksenofobiczny polityk ma więc nowy obiekt ataków. Od 1 stycznia przyszłego roku zostaną zniesione obostrzenia na rynku pracy dla Rumunów i Bułgarów.

Wilders wmawia więc Holendrom, że tak jak wcześniej Polacy, teraz Bułgarzy i Rumunii zabiorą im miejsca pracy, a do tego jeszcze okradną lub zamordują. Znana także z wielu antypolskich artykułów gazeta de Telegraaf pisze "Holandia boi się przybycia Rumunów i Bułgarów!" i wtórują jej prawie wszystkie gazety w Holandii.

Najbardziej otwarciu rynku pracy sprzeciwiają się wyborcy partii VVD, PvdA, PVV, CDA i SP. Jedynie wyborcy lewicowej partii D66 nie mają z tym problemu. Obu krajom szkodzi  problem rumuńskich Romów, koczujących i żebrzących na ulicach zachodnioeuropejskich miast. A trudna sprawa imigracji zarobkowej nie ułatwia także nabrzmiałego problemu z przyjęciem obu krajów do strefy Schengen, likwidującej kontrole na granicach wewnętrznych UE.

Holandia nie chce widzieć w Schengen ani Rumunii ani Bułgarii, a za nią ukrywa się jeszcze kilka innych krajów, jak Finlandia, Austria i Belgia. Berlin także ma poważne wątpliwości.