Jak wygląda kadra dwa lata po Euro? No cóż, zasadniczo trudno porównywać obecną reprezentację z tamtą, bo po prostu przeszedł przez nią huragan - przynajmniej pod względem składu.

REKLAMA

Z 23. powołanych na Mistrzostwa Europy piłkarzy, na piątkowy mecz z Litwą zaproszenia dostali: Szczęsny, Piszczek, Wawrzyniak, Wojtkowiak, Grosicki, Rybus i Lewandowski. Owszem, można by do tego doliczyć Fabiańskiego, którego tuż przed Euro powaliła kontuzja, Glika - jego skreślił Franciszek Smuda - oraz kontuzjowanego obecnie Jakuba Błaszczykowskiego, ale to nadal mniej niż połowa zawodników z polsko-ukraińskiego turnieju.

Jakby tego było mało, to kadrę prowadzi - przecież drugi już po Euro 2012 - selekcjoner: Franciszka Smudę zastąpił Waldemar Fornalik, a tego - Adam Nawałka. W pracy żadnego z nich nie widać jednak głębszej myśli: biało-czerwoni jak nie mieli pomysłu na grę w ofensywie, tak nie mają. Jak nie potrafili wykorzystać Roberta Lewandowskiego, czyli snajpera wysokiej klasy, tak nie potrafią dalej. Właściwie w tej reprezentacji nic, poza składem osobowym, się nie zmieniło. A kto nie idzie naprzód, ten się cofa.

Widać to chociażby w światowym rankingu: wtedy, choć graliśmy tylko niżej punktowane mecze towarzyskie, zajmowaliśmy 62. miejsce. Dwa lata później jest to pozycja o siedem oczek gorsza, choć przecież kadra ma za sobą całe, nieudane eliminacje do mundialu. Tym samym wydaje się, że w reprezentacji po prostu zmarnowano dwa lata od Euro 2012. Na pewno zabrakło trenera z wizją, takiego jak Beenhakker, Janas czy Engel, którzy z piłkarzy występujących w słabszych drużynach, potrafili zbudować reprezentację.

Dwa lata po mistrzostwach tylko kibiców wciąż mamy na wysokim poziomie. Z tym, że coraz bardziej wybrednych: w ostatnich 24. miesiącach wielokrotnie żegnali piłkarzy przeraźliwymi gwizdami, zamiast tradycyjnym i słyszanym też po Euro 2012: "Nic się nie stało".