Trzy medale i jedenaście rekordów Polski to dorobek naszych pływaków z mistrzostw świata w Kazaniu. Tak dobrze w tej dyscyplinie nie było od dawna, co cieszy w perspektywie przyszłorocznych igrzysk olimpijskich.

Trzy medale to wynik dokładnie taki sam jak przed dwoma laty w Barcelonie. Wtedy były dwa srebrne i jeden brązowy, teraz mamy jeden srebrny - Radosława Kawęckiego na 200 metrów grzbietem - oraz dwa brązowe: Konrada Czerniaka na 50 metrów motylkiem i Jana Świtkowskiego na 200 metrów motylkiem.

Dlaczego więc uważam, że pływanie idzie w dobrą stronę? Przede wszystkim ze względu na mnogość rekordów życiowych, a także jedenaście rekordów Polski. To dorobek zdecydowanie lepszy niż w 2013 roku. Ponadto kadra w końcu przestała opierać się na trzech nazwiskach: Czerniak, Kawęcki, Korzeniowski.

Pojawili się młodzi. Jan Świtkowski ma 21 lat, a Wojciech Wojdak, który robił furorę na dłuższych dystansach, zaledwie 19. I to o nich można myśleć już w perspektywie nie najbliższych igrzysk, ale nawet tych w 2020 roku w Tokio.

À propos przyszłorocznych igrzysk w Rio, to na mistrzostwach w Kazaniu kwalifikacje wywalczyły hurtem nasze żeńskie i męskie sztafety. I to kolejny namacalny dowód poprawy sytuacji w dyscyplinie.

Łyżką dziegciu pozostanie w tym wszystkim występ Konrada Czerniaka na jego koronnym dystansie 100 metrów motylkiem. Polak nie obronił medalu, choć był w dobrej formie i uchodził za jednego z faworytów. Dokładnie tak samo było na igrzyskach olimpijskich w Londynie w 2012 roku. Wtedy brak sukcesu złożono na karb braku doświadczenia. Teraz taka wymówka nie wchodzi w grę. Ale może po prostu do trzech razy sztuka i Czerniak upragnione złoto na "setce" zdobędzie za rok w Rio de Janeiro?