Amerykanin A.J. Slaughter będzie rozgrywającym koszykarskiej reprezentacji Polski w trakcie wrześniowych mistrzostw Europy. 28-latek otrzymał właśnie obywatelstwo, choć jego związki z Polską kończą się na jednej wizycie w naszym kraju. Co na to wszyscy Ci, którzy w czasie styczniowych mistrzostw świata krytykowali piłkarzy ręcznych z Kataru?

W koszykówce słabsze reprezentacje pozyskują w ten sposób zawodników od lat. Biało-czerwone koszulki przywdziewali już Joe McNaull, Jeff Nordgaard, Eric Elliott, David Logan i Thomas Kelati. Każdy z nich grał jednak wcześniej w naszej lidze, niektórzy postanowili też założyć nad Wisłą rodziny. Jedyny związek A.J. Slaughtera z Polską to zaś...jeden jedyny mecz w Zgorzelcu, gdy w ramach Euroligi przyjechał tu ze swoim Panathinaikosem Ateny.

Trener Mike Taylor, który był pomysłodawcą pozyskania Slaughtera zachwala, że dzięki takiemu rozgrywającemu Polska stanie się jeszcze lepszą drużyną. Pytanie tylko, czy faktycznie warto budować zespół w ten sposób.

Reprezentacja to nie klub, w których zawodnicy mogą przebierać jak w ulęgałkach. Nie dalej jak w styczniu oburzaliśmy się, że Katarczycy za pieniądze zbudowali zespół, który dał im tytuł wicemistrzów świata w piłce ręcznej. W koszykówce to niemożliwe, bo zgodnie z zasadami - w reprezentacji może grać tylko jeden naturalizowany zawodnik.

Ale olbrzymi niesmak i tak pozostaje. Tym bardziej, że w ubiegłym roku Polacy w dobrym stylu wywalczyli awans na mistrzostwa Europy. I nie potrzebowali do niego wątpliwego wsparcia zza granicy.

Bo samemu zawodnikowi wcale się nie dziwię. Medalu z biało-czerwonymi pewnie nie zdobędzie, wynagrodzenie za grę w kadrze też nie jest gigantyczne. Gdzie więc tajemnica? W paszporcie Unii Europejskiej, dzięki czemu A.J. Slaughter nie będzie zajmował w Grecji miejsca dla zawodnika spoza Unii, a dzięki temu zwiększy swoje szanse na wyższy kontrakt.