Skoro powrót Sebastiana Boenischa do piłkarskiej reprezentacji Polski stał się faktem, należy postawić pytanie, czy ten zawodnik może pomóc jej w wejściu na wyższy poziom? Niestety, po krótkiej analizie nie jestem w stanie wydać jednoznacznej opinii.

Z jednej strony mówimy bowiem o piłkarzu, który regularnie gra w czołowym klubie Bundesligi - Bayerze Leverkusen (od momentu ostatniego powołania, we wrześniu 2013 roku, Boenisch zaliczył 26 spotkań ligowych i siedem w Lidze Mistrzów). Gra u trzech kolejnych trenerów tej drużyny, co nie może być przypadkiem. I czego nie można lekceważyć, bo jego konkurenci do miejsca na lewej obronie kadry to Jakub Wawrzyniak z rosyjskiego Amkaru Perm i Grzegorz Wojtkowiak z walczącego w 2. Bundeslidze TSV Monachium.

Z drugiej strony ten sam Boenisch w reprezentacji zagrał najwyżej dwa dobre mecze - dwa pierwsze, gdy debiutował w kadrze w meczach z Ukrainą i Australią, jeszcze za czasów Franciszka Smudy. Wtedy imponował formą, nieźle radził sobie w defensywie i udanie podłączał się do akcji ofensywnych. Wydawało się, że razem z podobnie usposobionym Łukaszem Piszczkiem po przeciwnej stronie boiska na lata zapewnią reprezentacji a). względny spokój w obronie, b). akcje oskrzydlające w ataku.

Tak się jednak nie stało - Boenisch złapał kontuzję, później drugą i na Euro 2012 pojechał kompletnie nieprzygotowany. Mimo to trener Smuda wystawił go we wszystkich meczach, a kibice - częściowo zasłużenie - uznali go za jednego z głównych winnych kiepskiej postawy reprezentacji Polski. Po Euro Boenisch nadal był powoływany do kadry, ale nigdy nie był jej kluczowym zawodnikiem, a po spotkaniu z San Marino we wrześniu 2013, gdy zawalił jedyną bramkę dla rywali, nie dostał już więcej szans.

Moim zdaniem, to był błąd, bo choć Sebastian Boenisch kadry nie zbawi, to reprezentacja Polski po prostu nie może pozwolić sobie na lekceważenie takiego zawodnika. Mówimy przecież o piłkarzu, który - jeszcze w barwach reprezentacji Niemiec - wywalczył tytuł mistrza Europy do lat 21.

Problemem lewego obrońcy Bayeru jest fakt, że gorzej spisuje się w defensywie niż w ofensywie, co - przy podobnej grze Łukasza Piszczka po prawej stronie i niezłych, acz mało zwrotnych kolegach w środku defensywy - może urastać do rangi dużego kłopotu.

Pytanie też, czy powrót Boenischa do kadry nie popsuje w niej atmosfery - nie da się ukryć, że tu niedźwiedzią przysługę wyświadczył mu Smuda, który na siłę promował go w trakcie Euro 2012. Boenisch nie był wówczas lepszy od swych konkurentów, a i tak pojawiał się na boisku.

Piłkarz jest też jednym z przedstawicieli grupy tzw. farbowanych lisów - czyli zawodników o polskich korzeniach, ale wychowanych i żyjących w innych krajach. W kadrze Adama Nawałki ostał się z tej grupy już tylko on i Thiago Cionek - Eugen Polanski sam zrezygnował z gry, a Ludovic Obraniak i Damien Perquis nie łapią się do zespołu ze względów sportowych.

Mimo wszystko uważam jednak, że warto dać Boenischowi szansę - dla mnie jego plusy przeważają minusy.

A co Wy sądzicie? Zapraszam do dyskusji!