W miniony czwartek wreszcie doszło w Sejmie do dyskusji wokół wnioskowanego przez prawie milion Polaków referendum edukacyjnego. Jednak jej przebieg był kolejnym dowodem na miałkość argumentów minister edukacji i związanego z nią środowiska, być może dlatego poselskie głosowanie w tej sprawie odbędzie się dopiero za dwa tygodnie.

REKLAMA
Wydaje się, iż urzędnicy MEN-u i ich szefowa, albo są skrajnie cyniczni, albo kompletnie nie znają polskiej rzeczywistości szkolnej

Brak kompetencji minister Szumilas jest oczywisty dla każdego potrafiącego samodzielnie myśleć człowieka, mającego nawet minimalną wiedzę na temat edukacyjnych problemów, a pomimo to jej czwartkowy występ w Sejmie porażał nijakością i całkowitym ignorowaniem argumentów, przedstawionych w imieniu inicjatorów referendum przez Tomasza Elbanowskiego. Zamiast odnieść się do obaw rodziców szefowa MEN zaserwowała słuchaczom, kolejny zresztą raz, klasyczną propagandową pogadankę o wspaniałości polskiego świata edukacyjnego. Można było odnieść wrażenie, iż niezależnie od tego co przedstawiliby zwolennicy przeprowadzenia referendum, minister Szumilas wygłosiłaby bez zmian wcześniej przygotowane przemówienie. Wydaje się, iż urzędnicy MEN-u i ich szefowa, albo są skrajnie cyniczni, albo kompletnie nie znają polskiej rzeczywistości szkolnej.

Zobacz również:

Od momentu pojawienia się pomysłu obniżenia wieku rozpoczynania przez polskie dzieci obowiązku edukacyjnego, nie tylko rodzice, ale również większość niezależnych ekspertów oświatowych zwraca uwagę na fatalne przygotowanie bardzo wielu szkół do tej operacji. Ostatnio w sposób zdecydowany obnażył nieprzygotowanie szkół raport Najwyższej Izby Kontroli. Mogłoby się wydawać, iż przynajmniej jego treść pohamuje propagandowy zachwyt minister Szumilas nad prowadzoną przez jej ekipę, w imieniu premiera Tuska, polityką oświatową, będącą zresztą kontynuacją polityki minister Hall. Inspektorzy NIK-u precyzyjnie zwrócili uwagę na wszystkie błędy i zaniedbania MEN-u w realizacji pomysłu "sześciolatki do szkół". Wśród nich na brak precyzyjnej oceny kosztów tego przedsięwzięcia i związanego z tym zabezpieczenia koniecznych środków, nieprzygotowanie standardów, jakie winny spełniać szkoły, a także kompletne zlekceważenie konieczności rzetelnego i uczciwego przedstawienia rodzicom tego pomysłu. Trzeba pamiętać, iż od momentu jego pojawienia się urzędnicy oświatowi ignorowali obawy znaczącej części rodziców, nie podejmując z nimi żadnej rozmowy. Działali w myśl zasady "urzędnik wie lepiej i nie będzie sobie zawracał głowy obawami rodziców /obywateli/". To niestety jest myślenie urzędników państwa biurokratycznego, a nie pomocniczego. Równocześnie autorzy raportu NIK-u zwrócili uwagę na bałagan legislacyjny i ciągłe zmiany w regulacjach dotyczących kwestii obniżenia wieku rozpoczynania obowiązku edukacyjnego. Efektem takiej postawy rządzących musiał być obywatelski sprzeciw, wyrażony poprzez wniosek o referendum.

Im bardziej zadowolone były z siebie minister Szumilas i jej poprzedniczka tym bardziej poirytowani byli obywatele

Można wręcz stwierdzić, iż w sposób niezamierzony ekipa duetu Hall - Szumilas obudziła aktywność obywatelską rodziców polskich kilkulatków. Skądinąd warto zauważyć, iż im bardziej zadowolone były z siebie minister Szumilas i jej poprzedniczka tym bardziej poirytowani byli obywatele. Czwartkowe wystąpienie obecnej szefowej MEN-u w Sejmie znakomicie zilustrowało tę tezę. Z jednej strony mieliśmy rzetelne przedstawienie obaw rodziców o los swoich dzieci, a z drugiej ministerialną nierzeczywistość. Innymi słowy zobaczyliśmy dwa światy. Sądzę, iż dla ludzi zaangażowanych w referendalną akcję był to wyraźny sygnał, iż liczyć mogą tylko na siebie i na swoja determinację.

Coraz więcej Polaków studiuje, a coraz mniej czyta

Niektóre wątki wystąpień minister Szumilas i popierających ją posłów były zwyczajnie tragikomiczne i świadczyły o ich skrajnej niekompetencji. Stwierdzenia typu "cała Europa podziwia nasze osiągnięcia edukacyjne", "czy cała Europa tak robi" to tylko najbardziej wyraziste z nich. Ów podziw dla naszej oświaty brzmi szczególnie dziwacznie dla osób zdających sobie sprawę z jej rzeczywistych problemów m.in. z postępującej degrengolady poziomu kształcenia połączonej z ciągłym obniżaniem wymagań. W Polsce mamy sukcesy w kreowaniu wysokich statystyk edukacyjnych, za którymi niestety nie idzie zachowywanie chociażby minimalnej troski o poziom kształcenia. W efekcie coraz więcej Polaków studiuje, a coraz mniej czyta. Paradoks trudny do zrozumienia dla osób nieznających polskiej rzeczywistości. Skądinąd wiele wyjaśniłoby sprawdzenie, czy ludzie kierujący naszą edukacją podnoszą, czy też obniżają wskaźniki czytelnictwa w Polsce ...

W Wielkiej Brytanii trwa debata nad podwyższeniem wieku rozpoczynania przez dzieci obowiązku edukacyjnego

Z kolei argument, iż my tylko naśladujemy mityczną "całą Europę" nie dość, że jest oparty na fałszu, to na dodatek należy do klasyki gatunku "nie mam żadnych argumentów i powołuję się na innych". Tracę nadzieję, że urzędnicy MEN-u i ich szefowa zauważą wreszcie, iż w mającej najlepszy system oświatowy w Europie Finlandii obowiązek szkolny mają dzieci siedmioletnie, natomiast rodzice mogą bez żadnych problemów zdecydować, iż dziecko rozpocznie naukę rok wcześniej. Skądinąd wielce tajemniczy jest opór polskiego rządu przed wprowadzeniem takiego rozwiązania. Być może jego członkowie lubią ostre konflikty społeczne? I jeszcze jedno, kraje, w których dzieci rozpoczynają obowiązek szkolny wcześniej niż u nas, mają szkoły odpowiednio do tego przygotowane, a w Wielkiej Brytanii trwa debata nad podwyższeniem wieku rozpoczynania przez dzieci obowiązku edukacyjnego.

W Sejmie minister Szumilas zarzuciła autorom referendalnej inicjatywy, że pragną doprowadzić do rewolucji w polskiej edukacji. W ten właśnie sposób najlepiej dała do zrozumienia, iż naprawdę nic nie rozumie.

Tak na marginesie, mam nieodparte wrażenie, iż minister Szumilas i jej podwładni kompletnie nie rozumieją, iż dzieci mają kochających ich rodziców, którzy czują się w pełni odpowiedzialni za nie i nie dopuszczą do bezmyślnego eksperymentowania na nich. Zresztą o obecnych lokatorach gmachu na Szucha można pisać nieustannie w tonacji "nie wiedzą", "nie rozumieją". Problem w tym, iż oni są przekonani, że "wiedzą i rozumieją" Z całą pewnością wiedzą, jak zdemolować system edukacji, gdyż w tej materii osiągnęli swoiste mistrzostwo świata, tylko czy rozumieją co robią? W Sejmie minister Szumilas zarzuciła autorom referendalnej inicjatywy, że pragną doprowadzić do rewolucji w polskiej edukacji. W ten właśnie sposób najlepiej dała do zrozumienia, iż naprawdę nic nie rozumie. Otóż rewolucyjne zdemolowanie polskiego systemu oświatowego to dzieło ekipy jej i jej poprzedniczki. Inicjatorzy referendum pragną uratować polskie dzieci i młodzież przed skutkami kompletnie nieprzemyślanych działań ludzi, którzy nie tylko zagrażają bezpieczeństwu najmłodszych Polaków, ale także doprowadzili do demontażu polskiego systemu kształcenia ogólnego, likwidując w istocie klasyczne licea ogólnokształcące. Stąd też obywatelska inicjatywa referendalna to obrona obywateli przed zagrażającą im bezpośrednio bezmyślnością i niekompetencją urzędniczą. Jeżeli owa działalność oświatowych urzędników nie zostanie zatrzymana, to w przyszłości nie będzie rodziców, którzy byliby w stanie w tak sprawny i profesjonalny, jak państwo Elbanowscy, sposób zorganizować akcję obywatelskiego nieposłuszeństwa.

Truizmem jest przypominanie, iż edukacja nie jest własnością ani rządu, ani opozycji, ale w Polsce ogromna część polityków i politycznych kibiców zdaje się tego nie rozumieć, popełniając tragiczny w skutkach dla naszej przyszłości błąd. Poza wszystkim, referendum umożliwi być może wreszcie odbycie autentycznej ogólnonarodowej debaty o problemach polskiej oświaty, dzięki czemu stanie się ona autentycznie obywatelska.