Coraz częściej mam wrażenie, iż gdyby któregoś pięknego dnia okazało się, że zniknęło Ministerstwo Edukacji Narodowej i związane z nim podmioty administracyjne, to ludzie, którym autentycznie zależy na dobrej edukacji polskich uczniów, odczuliby ogromną ulgę, gdyż mogliby wreszcie spokojnie pracować, a nie tracić czas na zajmowanie się ogłaszanymi przez MEN „ważnymi projektami”. Po wejściu na główną stronę internetową MEN możemy przeczytać wykaz owych aktualnie „ważnych projektów”. Oto one: bezpłatny elementarz, darmowe podręczniki, rok szkoły zawodowców, szkoła bezpieczna i przyjazna, szkoła współpracy, cyfrowa szkoła, wypoczynek, pomoc telefoniczna i on-line dla rodziców i uczniów, fundusze europejskie. Sporo, ale jak widać z tego wykazu MEN nie zauważa kluczowej obecnie kwestii, jaką jest ciągle obniżający się poziom kształcenia naszych szkół, bezpośrednio związany ze swoistą zabawą w obniżanie edukacyjnych wymagań przez ludzi odpowiedzialnych za polską edukację.

Na tej stronie internetowej mamy również informację o spotkaniu minister Joanny Kluzik - Rostkowskiej i jej zastępczyni z przedstawicielami Komisji Ewaluacji Edukacji Arabii Saudyjskiej. Dowiadujemy się z niej, iż przyjechali oni do Warszawy, aby uczyć się, jak reformować oświatę i badać jakość jej pracy. Muszę przyznać, iż czytając tę informację przeżyłem chwilę autentycznego rozbawienia. Oto w roli nauczycieli występowały panie notujące nieustanne wpadki we wprowadzaniu do naszej oświaty wymyślonych przez siebie, niezbyt rozważnych zmian, a uczenie się od nich badania jakości pracy szkół to ze strony Saudyjczyków prawdziwe edukacyjne samobójstwo. Wprowadzony bowiem przez minister Katarzynę Hall i "twórczo" kontynuowany przez jej następczynie system ewaluacji pracy szkół to jedna z większych katastrof zafundowanych naszej edukacji przez trio pań odpowiadających za nią w ostatnich ośmiu latach. System ten bardzo celnie określił prof. Bogusław Śliwerski mianem "ewaluacyjnego kiczu", miażdżącej krytyce poddali go inspektorzy NIK-u, podobnie krytyczna wobec niego jest zdecydowana większość edukacyjnych ekspertów, światłych nauczycieli i dyrektorów szkół. Ów kosztujący dziesiątki milionów złotych system stanowi idealny obraz realizowanych przez MEN w ostatnich latach "ważnych projektów". Służy on bowiem nie tyle pozyskiwaniu informacji o jakości pracy szkół, ale zamazywaniu rzeczywistych wyników ich pracy. To system, w którym nie sprawdza się rzeczywistych, zobiektywizowanych efektów pracy szkół, ale poprzez rozmaite pseudoankiety bada się m.in. atmosferę w szkole i inne tego typu kwestie. Tzw. ewaluatorzy piszą raporty, z których czytelnik często nie może dowiedzieć się, jakiej szkoły one dotyczą. Generalnie jest to system znakomicie nadający się do kreowania propagandy edukacyjnego sukcesu, z jaką ostatnio mamy do czynienia. Być może lektura raportów z badania jakości pracy szkół sprawiła, iż ludzie odpowiedzialni za polską oświatę doszli do wniosku, iż poprzez takie opisy można przekonywać obywateli do akceptacji ich pomysłów, a teraz nauczą Saudyjczyków, jak tworzyć edukacyjną propagandę sukcesu. Dla przedstawicieli autokratycznej monarchii to będzie przydatna umiejętność, ale smutkiem napawać winno, iż w roli nauczycieli występują przedstawiciele demokratycznego państwa.

Warto zauważyć, iż w obowiązującym obecnie zbiorze "ważnych projektów" MEN-u jest ujęta "cyfrowa szkoła", czyli przedsięwzięcie przebiegające od katastrofy do katastrofy, najlepiej ilustrują to dotychczasowe losy e-podręcznika. Skądinąd ludzie z al. Szucha nie powinni dotykać niczego co wiąże się z podręcznikami, gdyż historia rządowego elementarza również nie przynosi ministerstwu edukacji chluby. Fatalna jest zarówno jego jakość merytoryczna, jak też materialna. Podobne uwagi można sformułować pod adresem podręcznika dla drugiej klasy; w tym przypadku szczególnie źle wygląda część matematyczna. Sądzę, iż nie przypadkiem z rządowego elementarza nie korzystają dobre szkoły niepubliczne. Trzeba dodać, iż rządowy program podręcznikowy pozbawia nauczycieli dydaktycznej samodzielności /naturalnie uwzględniającej konieczność realizacji krajowej podstawy programowej/. Program "darmowych" podręczników będzie spotykał się z dobrym przyjęciem wśród rodziców nieczułych na znaczenie dobrej edukacji dla przyszłości swoich dzieci oraz niesamodzielnych, słabych nauczycieli. Poza tym tworzenie przez rząd podręczników i tak silne wpływanie na ich rynek to również mechanizmy spotykane raczej w autorytarnych, a nie demokratycznych krajach. Może dlatego polska minister edukacji była dobrym nauczycielem dla przedstawicieli saudyjskiej monarchii. Nie mogę nie zauważyć, iż sposób w jaki polskie władze potraktowały kilkakrotnie rodziców domagających się niepozbawiania ich wpływu na edukację ich dzieci oraz sposób ulokowania sześciolatków w szkołach również dalekie były od demokratycznych standardów. Skądinąd w wielu polskich szkołach, szczególnie miejskich maluchy spotkały się z zaprzeczeniem modelu "szkoły bezpiecznej i przyjaznej".

Dość ciekawie rysuje się troska MEN-u o wypoczynek uczniów, szczególnie w kontekście budowania szkoły bez wymagań, czyli najlepiej naszym urzędnikom oświatowym wychodzi fundowanie dzieciom i młodzieży wypoczynku od wymagań. Ostatnio pani minister błysnęła kolejnym interesującym pomysłem w tej materii stwierdzając, iż na przedmiotach artystycznych i na wychowaniu fizycznym najważniejsze będą uczniowskie chęci, a nie spełnienie konkretnych, adekwatnych do możliwości ucznia wymagań. Obserwując działania naszych edukacyjnych "liderów" można obawiać się, iż za jakiś czas zechcą oni taki pomysł realizować w odniesieniu np. do matematyki. Przypomnę tylko, że kiedyś wprowadzono możliwość promocji ucznia z ocena niedostateczną tylko w szkolnictwie podstawowym i nikt rozsądny nie przypuszczał wówczas, iż w roku 2009 pojawi się ona również w szkołach średnich. Stąd też znając inwencję MEN-u w budowaniu szkoły "lekkiej, łatwej i przyjemnej" można zupełnie poważnie przewidywać, iż takie "pragnieniowe" kryteria mogą w przyszłości obowiązywać w odniesieniu do innych szkolnych przedmiotów. Skądinąd pamiętamy z peerelu, iż "nie matura, lecz chęć szczera ...". Czyżby peerel się nie skończył?

Oczywiście wśród ważnych projektów MEN ma także "fundusze europejskie", które już poprzednio służyły często nie tyle do realizacji naprawdę istotnych dla polskiej edukacji projektów, ile do prowadzenia przedsięwzięć wręcz szkodliwych, albo do uprawiania edukacyjnej propagandy. Miliony złotych zmarnowane na wspominany w tym tekście system ewaluacji szkół to znakomita ilustracja tego zjawiska. Stąd też można było słyszeć opinie, iż dla polskiej edukacji byłoby lepiej, gdyby owych pieniędzy nie było. Niestety niewiele wskazuje na to, aby teraz miało być inaczej, gdyż w dalszym ciągu oświatowi urzędnicy żyją jakby w innym niż rzeczywisty świecie i może dlatego są ze swojej działalności zawsze bardzo zadowoleni. Być może zechcieliby podjąć się bezpośredniego prowadzenia zmian edukacyjnych w Arabii Saudyjskiej, opuszczając Rzeczpospolitą. Byłby to z ich strony prawdziwie patriotyczny czyn.