Czy parlamentarzysta wypełniający swoje obowiązki służbowe w miejscu publicznym, np. na sali sejmowej, może domagać się poszanowania swojej prywatności i zakazywać robienia mu zdjęć? Czy relacjonujący obrady parlamentu dziennikarze i fotoreporterzy powinni czyhać na sensację skupiając się głównie na szukaniu okazji do skompromitowania polityków?

REKLAMA

Na oba te pytania odpowiadam z pełnym przekonaniem: nie.

Jeżeli ktoś decyduje się na robienie kariery politycznej, to musi pogodzić się nie tylko z dokuczliwą obecnością mediów w każdym jej momencie, ale także z możliwością prześwietlenia przez nie jego całego życia prywatnego (także wstecz), co w dzisiejszych czasach jest bardo łatwe. Nie wolno mu więc obrażać się na dociekliwych dziennikarzy ani na wszędobylskich fotoreporterów, bo lepiej z nimi nie zadzierać bez poważnego powodu.

Ludzie mediów także powinni rozumieć, że są sytuacje, w których z moralnego bądź z obyczajowego punktu widzenia lepiej jest wyłączyć mikrofon lub kamerę. Nie ma w tej materii ścisłych reguł, ale istnieje przecież - przynajmniej mam taką nadzieję - poczucie przyzwoitości, a także obowiązują zasady etyki zawodowej, o której uczy się dziennikarzy na studiach.

Jeżeli polityk zachowuje się w sposób pozostający w jawnej sprzeczności z głoszonymi przezeń wartościami i poglądami, to obowiązkiem mediów jest ujawnienie jego hipokryzji. Zdjęcie kompletnie pijanego posła wykonane tuż po debacie, w której pryncypialnie potępiał on alkoholizm ma wtedy dużą siłą rażenia i nikt przyłapany w takiej sytuacji nie może mieć pretensji do dziennikarza, ale wyłącznie do samego siebie.

Publikowanie zdjęcia posłanki jedzącej sałatkę na sali obrad lub siedzącej w ławie sejmowej bez butów nie służy żadnej sprawie, ale może stanowić wyraźny sygnał świata mediów do świata polityki: jesteście pod naszą stałą, baczną kontrolą, zawsze bądźcie więc czujni unikając zachowań, które nie są wprawdzie złe, ale mogą być wykorzystane do obśmiania was. Bywa i tak, że - niezależnie od intencji fotoreportera lub jego redakcji - służy ono ociepleniu wizerunku danej osoby, nie powinno więc być gniewnej reakcji z jej strony.

Politycy i dziennikarze są sobie - wbrew pozorom - bardzo bliscy. Obie te grupy zawodowe potrzebują siebie nawzajem, bo przecież pierwsi muszą kontaktować się ze społeczeństwem za pośrednictwem drugich, a drudzy żyją z obserwowania i komentowania tego, co robią pierwsi. Konflikty między nimi nie są więc potrzebne; mogą się, oczywiście, zdarzać, ale nie z błahych powodów.