Wybory prezydenckie skończyły się po dwóch turach, ale coraz częściej słyszymy z ust prominentnych polityków Platformy Obywatelskiej, a także - chociaż rzadziej - Prawa i Sprawiedliwości, że jesienią czeka nas trzecia tura, czyli wybory parlamentarne.

REKLAMA

Z jednej strony podzielam to przekonanie, co więcej, uważam zbliżające się starcie za znacznie ważniejsze od tego, które jest już za nami, ponieważ Konstytucja RP daje o wiele większe uprawnienia parlamentowi i Sejmowi niż głowie państwa, z drugiej trochę bawi mnie jednak - zwłaszcza ze strony PO - takie przedłużanie nadziei na odwrócenie biegu politycznych wydarzeń.

Owszem, nie można wykluczyć, że za kilka miesięcy Platforma weźmie srogi rewanż na swoim najgroźniejszym rywalu i nie pozwoli mu na objęcie pełnej władzy nad Wisłą, ale równie prawdopodobne jest także, iż poniesie sromotną klęskę nie tylko z tradycyjnym wrogiem, ale także z ugrupowaniem Pawła Kukiza, bo chociaż na razie jest ono jeszcze tylko w sferze planów, to już notuje znakomite wyniki w sondażach.

Mityczna trzecia tura, na którą liczą obie główne partie z pewnością będzie rozczarowaniem dla jednej z nich, aczkolwiek bardziej powinna się jej obawiać właśnie PO, ponieważ w wypadku osiągnięcia dobrego rezultatu Kukiz zawsze koalicję z ugrupowaniem Jarosławem Kaczyńskiego, a nie z nią. Na miejscu czołowych polityków Platformy byłbym więc zdecydowanie bardziej powściągliwy i ostrożny w pokładaniu szans na "odkucie się" w jesieni.