Odpowiedź jest prosta: w opublikowanej właśnie przez Wydawnictwo AA kolejnej książce dr Joanny Wieliczki-Szarkowej pt. "Żołnierze Niepodległości 1914-1918".

REKLAMA

To wspaniała lektura na listopadowe wieczory, kiedy chcemy zagłębić się w ojczystych dziejach, pokrzepić serca bohaterstwem naszych przodków, zadumać się nad tym, jak prosto, zwyczajnie i bez wypowiadania wzniosłych słów poszli w bój o "Tę, co nie zginęła".

Autorka przywołuje ich na ponad 400 stronach napisanych z ogromną starannością warsztatową, a jednocześnie z wielką, nieskrywaną sympatią do chłopaków, którym po nocach śniła się wolna Ojczyzna i z jej imieniem na ustach maszerowali za swym Komendantem od 6 sierpnia 1914 roku aż po kres życia.

Ich droga wcale nie skończyła się 11 listopada 1918 roku: ci, którzy doczekali dnia wyzwolenia wkrótce ruszyli na kolejne bojowe szlaki, a potem pracowali dla II Rzeczypospolitej na różnych stanowiskach, nie zawsze militarnych, chociaż niektórzy nosili generalskie lampasy. Przetrzebiła ich II wojna światowa, pognębiła komunistyczna niewola, ale broni nie złożyli nigdy, ideałom młodości pozostali wierni, narodowe imponderabilia zawsze stawiali na pierwszym planie.

Zapisywali karty narodowej legendy zapatrzeni zarówno w swych poprzedników z XIX-wiecznych powstań, jak i w bohaterów "Trylogii" Henryka Sienkiewicza, a niejeden z nich niósł w plecaku tomiki poezji lub dramaty Juliusza Słowackiego, Adama Mickiewicza, Zygmunta Krasińskiego. Takie to było wojsko, które wiódł do boju brygadier w szarym mundurze i w maciejówce.

Ale zostało coś więcej niż legenda. Powstało na nowo państwo polskie. Powstało przez wysiłek dyplomatyczno-propagandowej akcji, którą kierował Roman Dmowski. Powstało przez ogromny wysiłek setek tysięcy ludzi, którzy coś dla tej niepodległości zrobili, poświęcili - niezależnie od tego, czy świeciła im gwiazda Komendanta, <Pana Romana>, czy wiara w chłopskiego przywódcę - Witosa. Powstało jednak także, a może przede wszystkim dlatego, że młodzi Polacy powstali do zbrojnej walki o swoją Ojczyznę. I byli potem, w roku 1918, w roku 1920 gotowi bronić jej, walczyć o nią. Z ich poświęcenia wyrosła duma II Rzeczypospolitej. Został z tego poświęcenia etos żołnierza niepodległości. Ten sam, który odezwał się na frontach II wojny - od Westerplatte po Monte Cassino i Powstanie Warszawskie. Ten sam, który w nowej formie, wzmocnionej błogosławieństwem Jana Pawła II, odrodził się w <Solidarności> w sierpniu 1980 - tak napisał profesor Andrzej Nowak we wstępie do omawianej książki.

Ich romantyczna młodość przypadła na trudny lecz szczęśliwy czas, kiedy wszystko było proste, wiadomo gdzie stał swój, a gdzie czaił się wróg, komu można zaufać bez względu na głoszone przezeń poglądy polityczne, skoro myśli i czuje po polsku, a kogo lepiej się strzec. Dorastali i dojrzewali w okopach, szli do ataku z przekonaniem, że tak właśnie trzeba, że nie ma co kalkulować, bo "Komendant wie lepiej" i wyznacza im właściwe cele. W legionowych brygadach kształtowały się piękne charaktery, rodziły przyjaźnie do grobowej deski, utrwalała naturalna konieczność dania z siebie wszystkiego bez względu na to, ile krwi i męki będzie to kosztować.

Joanna Wieliczka-Szarkowa przywołuje 21 postaci, z których każda zasługuje na osobną biografię. Na szczęście niektórzy z jej wybrańców doczekali się już takich opracowań i autorka nie musi odtwarzać szczegółów ich biografii, skupiając się wyłącznie na najważniejszych wydarzeniach.

Większość z nich jest znana tym, którzy chociaż trochę interesują się historią, jak np. Walery Sławek, Kazimierz Sosnkowski, Edward Rydz-Śmigły, czy Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Nazwiska innych przez długi czas pozostawały w zapomnieniu, by przywołać choćby Kazimierza Piątka - "Herwina", Stanisława Kaszubskiego - "Króla", Franciszka Grudzińskiego - "Pększyca", Tadeusza Furgalskiego - "Wyrwę", Eugeniusza Małaczewskiego.

Jakże barwna była ta gromada w strzeleckich mundurach, iluż pięknych czynów dokonała, ileż opowieści oraz anegdot snuto na jej temat w międzywojennym Dwudziestoleciu i pod podwójną okupacją po tragicznej jesieni 1939 roku. Jakże zarazem różne były ich charaktery, jak odmiennie ułożyły im się losy, kiedy spełnił się wreszcie sen o niepodległości. I chociaż rozeszli się po pamiętnym 11 listopada do nowych zadań, wspólnie przeżyta epopeja legionowa wycisnęła na nich niezatarte piętno. Nie umieli już żyć inaczej, jak tylko dla Polski. Także o tym jest ta książka.

A przecież mieli być po 1945 roku skazani na zapomnienie, wyparci z narodowej pamięci, uznani za niepotrzebny balast przy budowaniu nowej, świetlanej przyszłości z sierpem i młotem na horyzoncie. Na szczęście stało się inaczej, o czym przypomniał prof. Nowak: Tej pamięci nie udało się jednak zgasić. Inspirowała ona ludzi szukających śladów Polski wielkiej, ambitnej, nieugiętej, dzielnej - i odnajdujących ją w tradycji czynu niepodległościowego, w symbolu, którym stał się Józef Piłsudski i jego żołnierze.

Ale i my musimy zapytać samych siebie: czy postacie z kart "Żołnierzy Niepodległości 1914-1918" są obecne w naszych sercach i w naszych myślach? A jeśli tak, to w jaki sposób staramy się dzisiaj kontynuować ich dzieło? Oni byli "chorzy na Polskę", a czy my też jesteśmy? Warto przeczytać znakomicie napisane historie tych wspaniałych ludzi pióra Joanny Wieliczki-Szarkowej, aby ułatwić sobie odpowiedź. Oby dla jak największej części z nas była ona pozytywna. Bo kto nie nosi w sobie wirusa tej choroby na polskość, o tym trzeba powiedzieć, że jest tylko z pozoru zdrowy.