Późnym popołudniem w dzień Bożego Narodzenia wracałem z rodzinnego obiadu, idąc niespiesznym krokiem przez centrum Krakowa, które tętniło życiem.

REKLAMA

Była nietypowa jak na koniec grudnia pogoda: ciepło, bezwietrznie, bez opadów śniegu (o nim powoli już zapominamy w podwawelskim grodzie) czy deszczu, więc przy wystawionych w pobliżu pomnika Adama Mickiewicza na Rynku Głównym w ramach Targów Bożonarodzeniowych kramach gromadziły się tłumy mówiących w wielu językach ludzi w różnym wieku. Wszystkie drewniane stoły i ławy zajmowali gwarni konsumenci niekoniecznie świątecznych w charakterze potraw i napojów z grzańcem galicyjskim na czele. Zdecydowanie dominowali wśród nich Polacy i to często całe rodziny. Podobnie oblegano mnóstwo czynnych na Drodze Królewskiej barów i kawiarni, ale tam przeważała roześmiana młodzież z wielu krajów.

Z przyjemnością patrzyłem, jak mój ukochany Kraków staje się wymarzonym miejscem do świętowania Bożego Narodzenia i jednoczenia w beztroskiej radości obywateli z całego świata, którzy właśnie pod Wawelem postanowili spędzić ten wyjątkowy czas. To kolejny dowód na to, że dawna stolica Rzeczypospolitej zeuropeizowała się i stanowi atrakcyjne, powszechnie znane miejsce, do którego przyjeżdża się nie tylko zwiedzać zabytki, ale także odpocząć, zabawić, a nawet poświętować.

Trochę zdziwiła mnie natomiast tak liczna obecność polskich rodzin w wielkiej restauracji, jaką stała się płyta Rynku Głównego. Boże Narodzenie to przecież najbardziej rodzinne święta w chrześcijańskim i narodowym kalendarzu, kiedy Polacy gromadzą się przy stołach w gronie najbliższych, ciesząc się ich towarzystwem oraz smakiem tradycyjnych potraw przygotowanych w domowych kuchniach.

W nie tak odległych czasach w wigilijny wieczór i w Boże Narodzenie ulice polskich miast pustoszały, a życie publiczne zamierało, zamknięte były bowiem nie tylko sklepy, ale także lokale gastronomiczne, nie funkcjonowała również komunikacja miejska. Pewne ożywienie następowało dopiero 26 grudnia, kiedy odbywały się przyjęcia weselne w renomowanych restauracjach, a część przejedzonych już rodaków udawała się na spacer, pozwalając sobie niekiedy - jeśli było ich stać - na obiad lub kolację "na mieście".

Dzisiaj trudno jest odróżnić pod tym względem Boże Narodzenie od powszedniego dnia, co z jednej strony cieszy, że dołączyliśmy do wielkiej europejskiej rodziny, z drugiej wywołuje zaś niekoniecznie wesołą refleksję nad odchodzeniem od prastarych tradycji, na których wyrosła wszak polska tożsamość narodowa.