Czy Halloween jest jednym z największych zagrożeń dla Kościoła?

REKLAMA

Taki wniosek można wyciągnąć, czytając mnóstwo artykułów publicystów katolickich i wywiadów z poważnymi kapłanami, którzy przestrzegają przed pogańskim charakterem tego obyczaju, a w rozświetlonej świeczką dyni czują szatański swąd.

W tym roku walka z Halloween przybrała monstrualny wymiar. Można odnieść wrażenie, że w ostatnich dniach stanowi ona większą troskę katolików niż naprawdę poważne problemy poruszone na niedawno zakończonym synodzie biskupów. A przecież żadne dziecko pukającego do drzwi sąsiadów w halloweenowym przebraniu i domagające się cukierków nie kojarzy tego zachowania z grzechem, ani tym bardziej z zaprzedaniem duszy Złemu, przed czym ostrzegają nazbyt gorliwi księża i felietoniści.

Kościół podjął jednak zdecydowaną kontrofensywę zarówno w sferze werbalnej, jak i praktycznej. Chcąc zniechęcić nastolatków do głupkowatego przebierania się za wampiry, wystąpił nie tylko ze słownym potępieniem takich zachowań, ale także z własną ofertą, zgodną z chrześcijańską tradycją święta Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego. Proponuje więc msze święte, nocne czuwania, spotkania modlitewne, sakralne koncerty rockowe, pochody młodych ludzi przebranych za świętych, itp.

Nie wiem, jaką popularnością cieszą się wymienione formy katolickiej kontrofensywy, ale z pewnością są one o wiele lepsze i mądrzejsze od rytualnych potępień oraz podpartych teologicznymi wywodami prób przedstawienia Halloween w kategoriach śmiertelnego zagrożenia dla duszy. Jeżeli ktoś uważa, że rozświetlona dynia lub "Harry Potter" mogą zepchnąć go z drogi do zbawienia, to powinien sięgnąć do katechizmu lub porozmawiać z kimś, kto przywróci jego myśleniu właściwe proporcje.