Każdy naród musi - jeśli nie chce znikczemnieć - żyć swoją przeszłością i odwoływać się do zapisujących jej najpiękniejsze karty postaci. Utrwalać ich dokonania można na różne sposoby, a jeżeli da się to zrobić w atrakcyjnej formie, łącząc kultywowanie pamięci o bohaterach z zabawą, rozrywka i ćwiczeniami gimnastycznymi, należy przyklasnąć takiej idei.

Po mistrzowsku zrealizował ją doktor Henryk Jordan, tworząc pod koniec XIX wieku park, któremu nadano później jego imię. Urządził go tak, aby przychodząca tam młodzież mogła ćwiczyć ciało i wzmacniać patriotycznego ducha, oglądając popiersia wielkich rodaków, którzy w różnych dziedzinach dobrze zasłużyli się Rzeczypospolitej.

Wiernym kontynuatorem idei dr. Jordana jest od kilkunastu lat Kazimierz Cholewa. Prezesując towarzystwu opiekującemu się tym parkiem postanowił - wzorem swojego poprzednika - stawiać kolejne popiersia, tworząc galerię (zwaną też aleją) Wielkich Polaków XX Wieku, o której kilkakrotnie już tutaj pisałem.

Będąc człowiekiem energicznym, a zarazem nie żałującym własnych pieniędzy, doprowadził do odsłonięcia ponad 20 pomniczków wybitnych rodaków, którzy całe swoje życie oddali w służbę narodowym imponderabiliom. Jego konsekwencja w upamiętnianiu osób, których nazwiska powinien znać każdy Polak, powinna imponować i skłaniać do podziękowań.

Znaleźli się jednak malkontenci, dla których park Jordana nie jest właściwym miejscem dla rozpalania uczuć patriotycznych. Woleliby widzieć go wyłącznie jako miejsce rozrywki i zabawy, chociaż jedno nie przeczy przecież drugiemu. Najlepiej wychowuje się bowiem młodego człowieka właśnie poprzez zabawę i odpowiednio dobrane gry. Myślenie dr. Jordana było bardzo bliskie założeniom wychowawczym skautingu i dlatego w parku oraz na sąsiadujących z  nimi Błoniach ćwiczyli z początkiem ubiegłego stulecia pierwsi harcerze, a także sokoli oraz członkowie innych towarzystw gimnastycznych.

Nie rozumiem więc obaw redakcji "Gazety Wyborczej", która ubolewa nad patriotyczną działalnością prezesa Towarzystwa Parku im. dr. Henryka Jordana. Czyżby uważała ona Żołnierzy Niezłomnych, których popiersi systematycznie przybywa w galerii Wielkich Polaków XX Wieku za niegodnych uczczenia? A może nie podoba się jej twórca harcerstwa Andrzej Małkowski lub wybitna postać polskiej nauki, dobroczyńca Zamków Królewskich na Wawelu i w Warszawie, niekwestionowany autorytet moralny dla wielu pokoleń rodaków profesor Karolina Lanckorońska?

Kazimierz Cholewa uważa tę galerię za dzieło swojego życia. Czyż może być piękniejszy cel od utrwalania pamięci bohaterów swojego narodu, w czym wspomagają go Krakowski Oddział Instytutu Pamięci Narodowej i Muzeum Armii Krajowej w Krakowie? I czy te popiersia naprawdę przeszkadzają ludziom, którzy przychodzą do parku Jordana wyłącznie po to, aby zażyć spaceru lub poćwiczyć ciało?

W imieniu Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie składam serdeczne gratulacje i podziękowania prezesowi Cholewie za jego trud, ofiarność i konsekwencję w jakże ważnych działaniach wychowawczo-edukacyjnych.