Ta trwająca już od dłuższego czasu wymiana oświadczeń zdaje się nie mieć końca: ilekroć władze jakiejś gminy rozbiorą na swoim terenie i zgodnie z posiadanymi przez samorząd lokalny kompetencjami w tej materii pomnik lub inny znak pamięci Armii Czerwonej, tylekroć rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wyraża wielkie oburzenie, że naruszana jest w ten sposób dwustronna umowa między naszymi państwami z lutego 1994 roku, okraszając to zwyczajowymi oskarżeniami o cynizm, niewdzięczność oraz barbarzyńskie zapędy Polaków wobec wyzwalających ich kraj bohaterskich krasnoarmiejców, w odpowiedzi nieodmienne słyszy zaś od władz RP, że wszystko odbywa się właśnie na mocy tegoż porozumienia sprzed ponad 20 lat.

           Ostatnio MSZ Federacji Rosyjskiej wręczyło polskiej ambasador w Moskwie  Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz "stanowczy protest" z powodu zdemontowania takiego pomnika w Mielcu. Była to pochodząca z 1963 roku sporych rozmiarów figura przedstawiająca sowieckiego żołnierza trzymającego w jednej ręce dziecko, a w drugiej miecz (niemal wierna kopia monumentu postawionego w latach 50. ubiegłego wieku w stolicy Niemieckiej Republiki Demokratycznej).

            Starosta mielecki Zbigniew Tymuła wyjaśnił w na konferencji prasowej, że pomnik został zdemontowany zgodnie z prawem i z procedurami, jakie obowiązują w naszym kraju, po czym trafił do Muzeum PRL w Rudzie Śląskiej.

            - Cała operacja odbyła się godnie. Myśmy długo debatowali na temat tego pomnika. Uchwała rady powiatu o przeniesieniu pomnika został podjęta jednogłośnie. Później uzyskiwaliśmy wszystkie potrzebne akta prawne, też mecenasi zajmowali się tym tematem bardzo długo - powiedział (wszystkie cytaty za depeszą Polskiej Agencji Prasowej).

            Poinformował też dziennikarzy, że przed konferencją rozmawiał z konsulem generalnym Rosji w Polsce, który chciał wiedzieć, jak wyglądała operacja usunięcia pomnika.

            - Po krótkiej rozmowie zrozumiał, że decyzja, którą powiat podjął, była słuszna ze względu na bezpieczeństwo. Pomnik bowiem stał tylko na betonie, nie był w żaden inny sposób zabezpieczony, a ważył około 2 ton. Mogło dojść do tragedii - wyjaśnił.

            "Tymuła zaznaczył, że mieszkańcy Mielca wielokrotnie pikietowali, domagając się przeniesienia pomnika w inne miejsce. Pod petycją w tej sprawie zebrano kilka tysięcy podpisów" - napisała PAP.

            Do równie ostrych jak bezzasadnych słów rosyjskiego MSZ odniosła się ambasador Pełczyńska oświadczając:

            - Uważamy, że porozumienie między Polską a Rosją odnosi się do cmentarzy i miejsc pochówku żołnierzy rosyjskich i radzieckich. Tak zwane symboliczne pomniki, gdzie nikt nie jest pochowany, znajdują się w gestii władz lokalnych i zgodnie z określonymi procedurami można je demontować. Nie podlegają one ochronie z tytułu umów międzynarodowych, w tym dwustronnych porozumień między Polską a Rosją.

            Pani ambasador ma oczywiście rację, ale stawiam dolary przeciw orzechom, że przy likwidacji kolejnego sowieckiego reliktu w naszym kraju Moskwa zachowa się tak samo, usiłując wmówić całemu światu, że Polska łamie umowy międzypaństwowe. Wystarczy przypomnieć jej gniewną reakcję na niedawne rozbiórki pomników Armii Czerwonej w Katowicach, w Limanowej i w Nowym Sączu oraz  generała Iwana Czerniachowskiego w Pieniężnie. Za każdym razem bardzo zdecydowanie odpowiadało im nasze MSZ (rzeczowo przypominając, czego dotyczy, a czego nie obejmuje przywoływana umowa), w ostatnim z wymienionych przypadków wyjątkowo mocno zareagował ówczesny szef tego resortu Grzegorz Schetyna.

            Trudno, niech Rosjanie rutynowo obrażają się na nas i podnoszą dyplomatyczny zgiełk, a my róbmy swoje i systematycznie oraz konsekwentnie pozbywajmy się z polskiej przestrzeni publicznej wszystkiego, co przypomina tragiczne pół wieku zniewolenia.