Gdyby premierowi Donaldowi Tuskowi spuścił ktoś na głowę kamień, powiedziałby on, że takie jest nieubłagane prawo grawitacji. Gdybyś ktoś złośliwie i z premedytacją kopnął go w kostkę na boisku piłkarskim, uznałby to za zwykły przypadek, jaki przytrafia się zawodnikom w ferworze gry. Gdyby w Prima Aprilis ktoś oblał go gnojówką, stwierdziłby, że jest to przecież tradycyjny, ludowy obyczaj, tyle że lepiej używać do jego kultywowania czystej wody.

A każdą z tych sytuacji skwitowałby wesołą przyśpiewką: "nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało" i dodałby kilka okrągłych zdań o potrzebie chronienia za wszelką cenę interesu państwa, racji stanu, dobra publicznego.

Nie widzę potrzeby pisania dłuższego komentarza do jego dzisiejszego wystąpienia na konferencji prasowej w sprawie ujawnionych przez tygodnik "Wprost" taśm z nagraniami jego najbliższych współpracowników. Ani kamień, ani faul, ani gnojówka nie wyprowadzą go z równowagi, co samo w sobie jest godne uznania. Szkoda tylko, że cierpi na tym Polska, a jej obywatele przecierają oczy ze zdumienia na taki moralny cynizm, polityczną bezczelność i bezmierną pogardę dla nich.