O tym, że politycy często mają największych wrogów we własnych partiach wiadomo od dawna. Trwa w nich nieustanna rywalizacja frakcji i bezpardonowa walka o jak najlepsze miejsca na listach wyborczych. Używa się w tych zmaganiach różnych metod, nierzadko nie mających nic wspólnego z zasadami elementarnej uczciwości, bo o wysokich wartościach moralnych, na które politycy lubią się ostentacyjnie powoływać, nie ma mowy.

Są jednak tak obrzydliwe i przekraczające wszelkie granice zachowania, że nie sposób przejść nad nimi do porządku dziennego bądź wzruszyć ramionami. Zaliczam do nich wypowiedź rzecznika Prawa i Sprawiedliwości Marcina Mastalerka, który na pytanie dziennikarzy, czy nie żal mu występującego z klubu parlamentarnego PiS i z partii w związku z zarzutami o niewłaściwe rozliczanie delegacji zagranicznych Zbigniewa Girzyńskiego, odpowiedział, że "żal to mu skrzywdzonych zwierząt", a" polityka jest twardą grą i politycy którzy chcą być profesjonalistami nie kierują się żalem".

Tego skandalicznego sformułowania nie złagodziły zapewnienia Mastalerka, że były już kolega partyjny "zachował się wzorowo" i od tej pory "PiS będzie rozliczał inne partie z tego, czy postępują podobnie".

Bogactwo języka i umiejętność właściwego dobierania barwnych określeń są pożądanymi cechami każdego rzecznika prasowego. Trzeba jednak odróżniać poczucie humoru od zwykłego chamstwa, a celność porównań od nurzania się w politycznym rynsztoku.

Jeżeli Marcin Mastalerek chce dobrze reprezentować swoją partię i jednocześnie stać się ulubieńcem dziennikarzy (a to bardzo ważne na pełnionej przez niego odpowiedzialnej funkcji), musi jeszcze sporo nad sobą popracować, aby nauczyć się powstrzymać emocje, nawet chcąc wyrazić swoje antypatie.