Tytuł można rozumieć na dwa sposoby: jako zdecydowaną zachętę (wręcz polecenie) do udziału w manifestacji ulicznej i jako adekwatną reakcję na inicjatywę politycznych przeciwników.

            Obie interpretacje są właściwe w kontekście wydarzeń minionego weekendu, który przebiegł w Warszawie nie - jak można się było spodziewać - pod znakiem 34. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, ale dwóch wielkich marszów ulicznych: przeciw obecnej władzy oraz dla jej poparcia. Pierwszy zorganizował w sobotę nowo powstały Komitet Obrony Demokracji wsparty przez wszystkie partie opozycyjne, drugi zaplanowało i przeprowadziło w niedzielę Prawo i Sprawiedliwość. W tle obu był spór o Trybunał Konstytucyjny, ale głoszono na nich również wiele innych anty- i prorządowych haseł.

            Trwają dyskusje, który z marszów był liczniejszy i bardziej widowiskowy. Mnie cieszy jednak przede wszystkim to, że Polacy chcą tłumnie, przy niezbyt dobrej pogodzie demonstrować swoje poglądy w ważnych dla kraju sprawach. Ogromne tłumy ludzi w różnym wieku, którzy zdecydowali się przyjść bądź przyjechać (także z odległych od stolicy miejscowości), aby dać wyraz wrogości lub poparcia dla prezydenta Andrzeja Dudy, rządu Beaty Szydło i polityki prowadzonej przez prezesa PiS zadały kłam dosyć powszechnej tezie o niechęci rodaków do czynnego  angażowania się w kwestie publiczne.

            Sobotnia manifestacja była znacznie bardziej zróżnicowana programowo i mniej pompatyczna od niedzielnej. Zabierało podczas niej głos dużo więcej mówców, ponieważ każdy partyjny lider chciał wystąpić przed tak licznym gronem zwolenników opozycji, a także zaistnieć w mediach. W następnym dniu było raczej siermiężnie i jednobarwnie, a głównym bohaterem nie mógł być nikt inny poza Jarosławem Kaczyńskim.

            Jedno jest pewne: jeszcze nigdy nie oglądaliśmy w Polsce po 1989 roku z dnia na dzień dwóch tak wielkich marszów pod hasłami politycznymi, cieszących się nieprzewidzianą chyba nawet przez ich organizatorów frekwencją. Przekonaliśmy się w ów weekend i to w spektakularny sposób, że jesteśmy społeczeństwem obywatelskim.